Oman pachnący kadzidłem.
Zapewne każdy z nas słyszał o Sindbadzie Żeglarzu, bajecznie bogatej królowej Saby, zna biblijne podanie o Hiobie oraz wie jak pachnie kadzidło. Mało kto jednak potrafi poprawnie wskazać na mapie, gdzie leży Oman - państwo, którego dzieje wiążą ze sobą te wszystkie, dla nas oderwane, skojarzenia. W tym egzotycznym kraju na południowo-wschodnim krańcu Półwyspu Arabskiego mieszka i pracuje od października ubiegłego roku bytomianin Włodzimierz Lesisz.
Oman to kraj o długiej i burzliwej historii. Dziś niewielki - graniczy z Jemenem, Arabią Saudyjską i Emiratami Arabskimi - był ongiś najważniejszym państwem Półwyspu Arabskiego. Jedną z głównych przyczyn jego świetności była rosnąca wyłącznie tam roślina o botanicznej nazwie Boswellia Carteri, znana jako drzewo kadzidlane. Po jego aromatyczną żywicę, kilkakrotnie droższą od złota, ciągnęły kadzidlanym szlakiem karawany z całego świata. Omańczycy słynęli jako znakomici żeglarze i budowniczowie statków, skolonizowali Zanzibar, założyli kolonie w Afryce wschodniej. Kraj do lat siedemdziesiątych XX w. był całkowicie odizolowany, zmieniło to dopiero wstąpienie na tron panującego do dziś sułtana Qaboosa bin Saida, który postanowił otworzyć Oman na świat. Jest to otwarcie ostrożne - Oman jest monarchią absolutną, w której obowiązuje szariat (islamskie prawo wyznaniowe), egzekwowany zresztą łagodniej niż w sąsiedniej Arabii Saudyjskiej. Postawiono na rozwój edukacji, dopuszczając do niej również kobiety.
Właśnie dzięki temu do Omanu trafił doktor matematyki Włodzimierz Lesisz, który ofertę pracy w tym kraju znalazł... w Internecie. Został zatrudniony na stanowisku wykładowcy matematyki w utworzonym niedawno angielskojęzycznym Sur University College w mieście Sur, leżącym nad Zatoką Omańską około 300 kilometrów od stołecznego Muskatu. Uczelnią, kształcącą na poziomie odpowiadającym polskiemu licencjatowi, opiekuje się uniwersytet w Melbourne. Kadra nauczycielska pochodzi z najróżniejszych stron świata - Europy, Indii, Australii, są nawet nauczyciele z RPA. Polski matematyk szybko zdobył sympatię i zaufanie studentów, których po kilku miesiącach pracy nie może się nachwalić:
- Omańczycy są ludźmi szczerymi i otwartymi, odnoszą się do cudzoziemców z sympatią. Moi studenci to Arabowie oraz miejscowi Murzyni, których liczna obecność w Omanie to spadek po kolonialnych dziejach tego kraju. Na ogół przykładają się do pracy, choć znajomość matematyki u wielu z nich pozostawia sporo do życzenia. Dominują liczebnie dziewczęta, które zresztą są od chłopców nieco pilniejsze i szybciej "łapią" matematykę. Sur słynie od wieków z wyrobu znakomitych łodzi, które do dziś służą omańskim rybakom. |
Pytany o konfrontację wyobrażeń o krajach arabskich z rzeczywistością Omanu Włodzimierz Lesisz zaskakuje interesującymi szczegółami. Przede wszystkim Omańczycy nie mają nic wspólnego ze stereotypem "brudnego Araba" - poziomem higieny osobistej mogliby zawstydzić niejednego Europejczyka. Kolejny smakowity szczegół to całkowita hipokryzja w dziedzinie spożycia alkoholu, który choć oficjalnie zakazany, dostępny jest bez problemu w hotelowych barach, z czego niektórzy muzułmanie skwapliwie korzystają. Wszechobecny jest kult sułtana: jeśli znajdziemy się w pomieszczeniu, w którym nie wisi jego portret to jest to najprawdopodobniej toaleta. Zaskakuje obecność kobiet w życiu publicznym. Choć poddane surowym rygorom prawa wyznaniowego, bardzo często pracują zawodowo. Widać je w urzędach, bankach, nawet w policji. Piętnaście procent społeczeństwa Omanu to Hindusi. Zajmują połowę wszystkich miejsc pracy, praktycznie zmonopolizowali gastronomię. Tradycyjny omański suk, czyli targ, pachnie zatem raczej hinduskimi niż arabskimi przyprawami.
Choć ponad osiemdziesiąt procent powierzchni Omanu zajmują górzyste pustynie, jest to kraj niezmiernie atrakcyjny dla turystów. Tysiąc siedemset kilometrów urozmaiconego wybrzeża to doskonałe plaże, przybrzeżne wyspy i rafy koralowe, gdzie między innymi podziwiać można morskie żółwie. Oman obfituje także w atrakcje historyczne na czele z niezliczonymi budowlami obronnymi pochodzącymi najczęściej z XVI wieku. Równie atrakcyjna jest sama pustynia (na której Włodzimierz Lesisz zniszczył już trzy komplety opon w swoim rowerze), poprzerzynana łożyskami wyschniętych rzek, tak zwanych wadi. Pobyt w Omanie jest znośny dla Europejczyka wyłącznie podczas tamtejszej zimy, kiedy temperatura powietrza oscyluje wokół dwudziestu pięciu stopni Celsjusza, zaś wody w morzu około dwudziestu. Latem normą są czterdziestostopniowe upały. Zażywający morskich kąpieli w styczniu bytomianin traktowany jest przez Omańczyków jako człowiek wyjątkowo zahartowany (któż bowiem wytrzymałby w tak zimnej wodzie).
Nadciągające szybkimi krokami nad Bliski Wschód widmo wojny zdaje się pozostawać z dala od Omanu. Kraj jest oddzielony od Iraku ogromną połacią Arabii Saudyjskiej, zaś rozważna polityka zagraniczna władz Omanu pozwala ufać, że zbierająca się nad Zatoką Perską burza ominie ojczyznę Sindbada Żeglarza.
MACIEJ DROŃ
Wiadomość zaczerpnięta z
Życia Bytomskiego.