Zabrali karetkę.
Już tylko jedna karetka obsługuje Radzionków i północne dzielnice Bytomia.
Wysłać zespół medyczny do ofiary wypadku samochodowego, czy do ciężko chorego znajdującego się w domu - taki dylemat musi czasami rozstrzygać dyspozytor radzionkowskiej stacji pogotowia ratunkowego przy ulicy Długiej. Od kilku tygodni placówka przez większą część dnia dysponuje zaledwie jedną karetką.
Takie rozstrzygnięcia wprowadziła nowa, oszczędnościowa wersja kontraktu zawartego ze Śląską Regionalną Kasą Chorych. Zgodnie z nią przez całą dobę w pełnej gotowości czeka tylko jedna karetka wypadkowa wyposażona między innymi w sprzęt reanimacyjny. Jedynie pomiędzy godziną 15 a 22 stacja może wysyłać do pacjentów drugi samochód.
- To stanowczo zbyt mało, niekiedy nie jesteśmy w stanie pomóc wszystkim potrzebującym - mówi Jacek Synowiec, kierownik placówki. Prócz samego Radzionkowa podlegają jej także północne dzielnice Bytomia: Stroszek, osiedle "Na Wzgórzu", Stolarzowice, Górniki, a także Sucha Góra.
- Teren jest rozległy, dojazd do chorych zajmuje sporo czasu. Jakby tego było mało, ostatnio doszedł nam kolejny obowiązek - opiekujemy się Sportową Doliną - stwierdza Synowiec.
W radzionkowskim pogotowiu dyżuruje tylko jedna karetka.Zdjęcie: Wojciech Łysko |
Bywa, że w ciągu paru minut dyspozytor pogotowia odbiera wezwania do dwóch lub nawet większej liczby przypadków. W tej sytuacji sam, opierając się jedynie na relacji dzwoniącej do niego i proszącej o natychmiastową pomoc osoby musi zdecydować, dokąd wysłać jedyną obecną na miejscu sanitarkę.
- To nie jest prosta sprawa, chodzi przecież o rzecz najistotniejszą, czyli ludzkie zdrowie i życie. Każda decyzja ma w tym momencie ogromne znaczenie - komentuje kierownik Synowiec.
- Weźmy parę przykładów z brzegu. Dyspozytor odbiera wezwanie do chorego z obrzękiem płuc, a za chwilę dzwoni następny telefon i ktoś zgłasza mu ten sam problem. Co ma zrobić? Którego z chorych wybrać? Innym razem proszą nas o przyjechanie do ofiary wypadku drogowego, a my tłumaczymy się, że karetka właśnie jest w terenie. Poszkodowany musi więc poczekać. Oczywiście możemy prosić o pomoc pogotowie bytomskie, ale przecież i ono ma swoje pilne zadania. Zdaniem Jacka Synowca działalność stacji utrudniają także nieodpowiedzialni ludzie.
- Wielu nie korzysta z usług zwykłych przychodni, zaniedbuje swoją chorobę, nie zażywa leków i gdy problem ze zdrowiem się powiększa szuka pomocy na pogotowiu. Niektórzy przez własne niedbalstwo traktują nas jak całodobową przychodnię. Zresztą również i ci korzystający z pobliskich placówek służby zdrowia czasem niepotrzebnie do nas trafiają. Ten system nie działa zbyt dobrze, jest niewydolny, mamy przez niego wiele niepotrzebnych problemów. Jedyne pocieszenie, że według ostatnich informacji upadł pomysł zlikwidowania naszej stacji.(ton)
Wiadomość zaczerpnięta z
Życia Bytomskiego.