Koniec zawodówek? Czy kształcącym przez lata kucharzy, szewców, ślusarzy i mechaników zasadniczym szkołom zawodowym grozi stopniowe wymarcie? Zainteresowania młodzieży kończącej gimnazja, a także trudna sytuacja na rynku pracy wydają się zwiastować nieuchronny koniec tych placówek.
W Bytomiu kłopoty "zawodówek" rozpoczęły się w minionym roku, po wdrożeniu reformy systemu szkolnictwa ponadgimnazjalnego. Powołano wtedy do życia nowe typy szkół, 3-letnie licea ogólnokształcące, 3-letnie licea profilowane oraz 4-letnie technika. Spowodowało to, że z tygodnia na tydzień szkoły zawodowe przestały być atrakcyjne. Nauka w nich trwa bowiem tyle samo co w liceach, a myślący o maturze absolwenci ZSZ-ów zostaliby zmuszeni do uzupełnienia wiedzy w 2-letnim liceum. Obecnie w Bytomiu jedyna zawodówka z dwuletnim cyklem nauczania kształci przyszłych kucharzy małej gastronomii. - Właśnie w wyniku reformy w minionym roku szkolnym 2002 - 2003 w Bytomiu nie udało się przeprowadzić naboru do 6 klas różnego typu zasadniczych szkół zawodowych. Chodzi o grupę około 200 uczniów, którzy podjęli naukę w obu typach liceów lub w technikach. Z podobną sytuacją musimy się liczyć również w tym roku - mówi Stefania Wawer, naczelnik Wydziału Edukacji Urzędu Miejskiego. Ucieczka młodzieży z tego typu placówek wiąże się poza tym z wysoką stopą bezrobocia. - Absolwenci liceów ogólnokształcących, bądź liceów profilowanych uzyskają wykształcenie ogólne i dla zdobycia praktycznych umiejętności zostaną zmuszeni do podjęcia nauki w dwuletnich szkołach policealnych, co automatycznie wydłuży okres ich edukacji - mówi Stefania Wawer. Czy hale zawodówek wkrótce opustoszeją na dobre?Zdjęcie: Wojciech Łysko |
Wśród pedagogów pojawiły się obawy, czy napływ do ogólniaków uczniów o słabszych ocenach nie przyczyni się do obniżenia poziomu tych placówek. Dyrektorzy renomowanych liceów ogólnokształcących o dużych tradycjach jednakże nie biorą takiej możliwości pod uwagę, bowiem absolwenci gimnazjów z miernymi i dostatecznymi notami na świadectwach końcowych nie będą mieli szansy w konfrontacji z prymusami podczas decydujących o naborze konkursów świadectw. W gorszej sytuacji znajdą się mało znane licea narzekające na brak kandydatów. Aby uzupełnić skład klas będą do nich przyjmowani słabsi absolwenci gimnazjów. - Można podejrzewać, że słabsi licealiści nie zdadzą egzaminu dojrzałości i będą kontynuowali naukę w szkołach policealnych, natomiast ich zdolniejsi rówieśnicy pójdą na studia, bądź do szkół pomaturalnych - uważa Stefania Wawer. Maria Mordarska, dyrektor Zespołu Szkół Mechaniczno-Samochodowych za dziwny uważa spadek popularności "zawodówek". Jej zdaniem szkoły tego typu istnieją w całej Europie i w takiej formie powinny funkcjonować także u nas. - Uważam, że oszustwem jest wmawianie społeczeństwu, iż każdy uczeń powinien zdobyć wykształcenie ogólne, bo nie wszyscy się do tego nadają. Są młodzi ludzie, którzy nigdy nie będą w stanie ukończyć liceum. Dla odmiany uzdolniony absolwent "zawodówki", może kontynuować naukę w liceum uzupełniającym, a ukończenie wcześniejszej placówki nie będzie dla niego ujmą na honorze - tłumaczy dyrektor Mordarska. Podobnego zdania na temat szkolnictwa zawodowego jest dyrektor IV Liceum Ogólnokształcącego Marian Kupczyk, który łączy spadek zainteresowania szkolnictwem zawodowym ze strachem przed bezrobociem. - Trzeba się zastanowić co stanie się, gdy będziemy mieli 80 procent ludzi z maturą, a na rynku brakować zacznie murarzy, spawaczy, czy kucharzy. Dla mnie pęd młodzieży do liceów grozi przede wszystkim obniżeniem poziomu niektórych placówek. W IV LO kandydaci na uczniów to zdolna młodzież o średniej ocen na świadectwach końcowych z gimnazjum pomiędzy 4,5 a 5,0. Natomiast wiele innych liceów np. zupełnie nowych lub mało znanych będzie przyjmowało młodych ludzi z kiepskimi ocenami, co w konsekwencji grozi obniżeniem poziomu nauczania - twierdzi Marian Kupczyk. JACEK SONCZOWSKI Artykuł zaczerpnięty z Życia Bytomskiego - www.zyciebytomskie.pl. |