główna aktualności hydepark sport ogłoszenia puby gsm kino szukaj moje miasto
AKTUALNOŚCI archiwum zaproponuj sidebar SPORT hokej piłka MOJE MIASTO załóż konto przypominanie hasła regulamin faq OGŁOSZENIA twoje ogłoszenia dodaj ogłoszenie pokaż ogłoszenia szukaj w ogłoszeniach GSM ROZRYWKA puby kawiarenki internetowe hydepark widokówka film sztuki głosowania KULTURA bytomskie centrum kultury kino gloria kinoteatr bałtyk miejska biblioteka publiczna muzeum górnośląskie opera śląska śląski teatr tańca KALENDARZ dodaj wydarzenia MIASTO urząd miejski noclegi SZUKAJ
M E N U

Aktualności ogólne

Noclegi


W I A D O M O Ś Ć

Przeżyli katastrofę.

Logo Życia Bytomskiego.
Wystarczyło kilka chwil, aby kamienica przy ulicy Wesołej 1 zamieniła się w rumowisko. Cudem obeszło się bez ofiar śmiertelnych. Pod gruzami znalazło się pięcioro z 25 zameldowanych tam lokatorów. Najpoważniej rannego 27-letniego Pawła Michalskiego trzeba było operować w Wojewódzkim Szpitalu Chirurgii Urazowej w Piekarach Śląskich.

Paweł Michalski nie potrafi uwierzyć, że przeżył tak poważny upadek. - Siedzieliśmy w pokoju na wersalce i oglądaliśmy z moim 9-letnim bratem telewizję. Nieoczekiwanie za naszymi plecami zaczął pękać tynk, którego fragmenty upadły na podłogę - opowiada Paweł Michalski. - Nie przypuszczaliśmy, że lada moment wszystko runie i zaskoczeni usiedliśmy na wersalce ustawionej naprzeciw. Nagle wszystko zaczęło walić się jak klocki domino. Poczułem, że spadam i po chwili znalazłem się pod stertą desek. Widziałem jak kolega z sąsiedniego mieszkania wygrzebuje się spod podobnej sterty. Po chwili wyszliśmy na ulicę. Dopiero wtedy poczułem ból w plecach, zrobiło mi się słabo i osunąłem się na kolana. Nie rozumiem dlaczego z rozsypującego się od lat domu wcześniej nas nie przesiedlono. O tym, że jest on w złym stanie mówiono przecież już od dwóch lat. Kilkakrotnie były tu komisje, które jednak nie podjęły decyzji o naszej wyprowadzce.

W szpitalu, już po przebytym zabiegu, pan Paweł dowiedział się, że na pobliskim oddziale dziecięcym przebywa jego 9-letni brat, który wyszedł z opresji z mniej groźnymi obrażeniami. Chłopca przebywającego pod opieką matki wypisano 18 marca. Wtedy jeszcze rodzina Michalskich nie wiedziała, w którym rejonie Bytomia otrzymają mieszkanie zastępcze.

- Wszystko działo się jak na filmie puszczonym w zwolnionych obrotach. Najpierw poczułem lekki wstrząs, a następnie usłyszałem trzask pękającego drewna i murów. Połowa trzypiętrowej kamienicy runęła w ciągu kilkunastu sekund. Nie słyszałem krzyku spadających na gruzowisko ludzi, zupełnie jakby dom był opustoszały. O tym, że byli ranni przekonałem się dopiero po przybyciu na miejsce strażaków - opowiadał nam kilkanaście minut po wypadku młody mężczyzna z rowerem, który jako jeden z nielicznych przechodniów był świadkiem katastrofy budynku.

Poszkodowane rodziny zostały zakwaterowane w "Hoteliku Bytom" przy ulicy Zabrzańskiej. W jednym z pokoi spotkaliśmy pana Janusza Nowaka. Cały dobytek około 50-letniego mężczyzny stanowią spodnie, buty, sweter i kurtka. Podczas katastrofy stracił wszystko. Nie ma nawet dowodu osobistego i martwi się, czy na podstawie wystawionego mu w Ratuszu tymczasowego zaświadczenia otrzyma rentę. Pan Janusz twierdzi, że swoje ocalenie zawdzięcza koledze, który dosłownie na chwilę przed zawaleniem się domu ostrzegł go. - Kolega wpadł do mojego mieszkania na 1 piętrze i krzyknął żebym uciekał, bo się chałupa wali. Zdołał jedynie wykrztusić, że od strony ulicy sypią się cegły. Zaalarmowałem sąsiadkę, która zabrała czwórkę swoich dzieci i zaczęła schodzić po schodach. W tym momencie wszystko runęło. Gdybyśmy pozostali wewnątrz jeszcze przez minutę, to wszystkie gruzy z dwóch wyższych kondygnacji spadłyby nam na głowy - wspomina, ocierając łzy, pan Janusz.


Janusz Nowak stracił cały dobytek.

Zdjęcie: Wojciech Łysko



Z mieszkania Nowaka pozostała jedynie ściana i drzwi. Na razie mężczyzna otrzymał z Ratusza symboliczne 100 złotych. Używaną kurtkę, którą przewiesił przez krzesło podarowała mu mieszkanka któregoś z okolicznych domów. - Nie wiem jak dalej ułoży się moje życie. Nawet jeżeli dostanę mieszkanie od gminy nie mam nawet krzesła, a 320 złotych, które pozostają mi z renty po uregulowaniu zobowiązań pozwalało zaledwie na przeżycie. W Ośrodku Pomocy Rodzinie powiedziano mi, abym zgłosił się do Czerwonego Krzyża, to może dostanę jakieś sprzęty - martwi się bytomianin.

Tylko w nieco lepszej sytuacji jest Jan Matuła. Jego mieszkanie ocalało z katastrofy, bowiem znajdowało się w pozostałej części rudery. Po zawaleniu się murów, córka pana Jana przeniosła się czasowo do mieszkania swojej starszej siostry, natomiast jej ojciec trafił do hotelu. - Nigdy bym nie przypuszczał, że poczuję się jak ofiara wojny. W poniedziałek około godziny 14 na Wesołej zjawiła się inspekcja, której przedstawiciele orzekli, że druga część kamienicy również może lada chwila runąć. O godzinie 16 pod dom podjechała ciężarówka, do której kazano nam spakować dobytek. Mieliśmy na to cztery godziny. W takim tempie nie da się niczego porządnie zrobić i część mebli po prostu rozsypała mi się w rękach. Przewieziono do magazynu ZBM-u, a ja bez podręcznych drobiazgów znalazłem się w hotelu. Obaj z sąsiadem nie mamy nawet w czym zaparzyć herbaty i kolację oraz śniadanie popiliśmy wodą z kranu - mówi Jan Mituła.

Zdaniem obu mężczyzn dotychczas ofiary otrzymały symboliczną pomoc. Oprócz wspomnianych 100 złotych na osobę każdemu zapewniono posiłek. W czwartek lokatorzy otrzymali pierwsze propozycje lokali zastępczych. Jan Mituła i Janusz Nowak twierdzą, że katastrofa od dawna wisiała na włosku. Na trzy dni przed runięciem ściany lokatorzy poczuli tąpnięcie i w mieszkaniu pana Janusza pojawiła się szczelina w murze, przez którą widać było pokruszone cegły.

- Obecnie miasto wytypowało kilkanaście wolnych mieszkań, które są remontowane. Chodzi m.in. o lokale przy ul. Strzelców Bytomskich, Powstańców Warszawskich i Klonowej. Ich wielkość będzie uzależniona od liczebności rodzin. Na razie gmina przyznała poszkodowanym zapomogę w wysokości po 100 złotych na osobę. Taką tylko kwotę możemy przyznać zgodnie z obowiązującymi przepisami. Ludzie będą mogli natomiast liczyć na pomoc z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie, który powinien dysponować używanymi meblami oraz odzieżą - stwierdził Jacek Wicherski, rzecznik prasowy Urzędu Miejskiego.

Osoby, które chcą pomóc ofiarom katastrofy mogą kontaktować się z PCK pod numerem telefonu 281-36-81.

JACEK SONCZOWSKI


Wiadomość zaczerpnięta z Życia Bytomskiego.

 
   
   
redakcja reklama kontakt