Krajobraz po rtęci.
Brama w kamienicy przy ul. Batorego 32, gdzie w marcu ktoś rozlał pół kilograma rtęci, jest ciągle otwarta. Nadal trwa wietrzenie korytarzy, mimo że większość lokatorów budynku wróciła w maju do swoich mieszkań.
Rankiem 24 marca kilkoro lokatorów kamienicy przy ul. Batorego 32 w Bytomiu poczuło się niedobrze. Jedni odczuwali bóle brzucha, inni zawroty głowy. Kiedy jeden z mieszkańców wychodził z domu, zauważył na korytarzu rozlaną podejrzaną substancję. Wezwani na miejsce strażacy stwierdzili, że w kamienicy ktoś rozlał pół kilograma rtęci. W metrze sześciennym powietrza znajdowało się 73 mikrogramów trujących oparów. Normy zezwalają jedynie na obecność 2 mikrogramów w metrze sześciennym powietrza.
– O rozlaniu rtęci dowiedziałam się od strażaków, którzy poinformowali mnie, że mam nie skakać ani biegać po korytarzu, bo wtedy trujące opary unoszą się w powietrzu – opowiada Monika Koloch, 19-letnia lokatorka kamienicy. Jeszcze w tym samym dniu lokatorzy kamienicy musieli opuścić mieszkania. Niektórzy przeprowadzili się do krewnych, reszta na koszt Urzędu Miejskiego zamieszkała w hotelu przy ul. Strzelców Bytomskich.
– Najpierw każdy z 20 lokatorów ewakuowanych do hotelu dostał mydło i ręcznik. Potem przez trzy dni posiłki przywozili nam żołnierze, a później pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie – wspomina Monika. Bezpłatne posiłki otrzymali ci lokatorzy, którzy mieli niewielkie dochody.
Większość lokatorów nie zdążyła zabrać do hotelu nawet najbardziej niezbędnych rzeczy. Ich dobytku w opuszczonej kamienicy pilnowało kilku strażników miejskich. Niektórzy ewakuowani po kilku dniach wchodzili do mieszkań przez okno ze strażackiej zwyżki.
– Moja mama bała się wchodzić przez okno na czwartym piętrze, dlatego kupiliśmy trochę najpotrzebniejszych rzeczy – dodaje Monika. Pobyt w hotelu miał trwać kilka dni, ale przeciągnął się nawet i do miesiąca. Monika Koloch z czworgiem rodzeństwa i rodzicami do domu wróciła dopiero po Wielkanocy. Wcześniej, mimo usunięcia rozlanej rtęci i intensywnych prac specjalnej ekipy, która odkażała dom, stężenie rtęci w powietrzu wciąż przekraczało dopuszczalne normy.
– Rozlana rtęć rozbija się na drobne kawałki, które wnikają w szczeliny muru lub podłóg. Żeby ją usunąć, trzeba wietrzyć pomieszczenia lub wysysać powietrze specjalnymi urządzeniami. Robiła to specjalistyczna firma wynajęta przez Urząd Miejski – wyjaśnia
Jacek Wicherski, rzecznik prasowy Urzędu Miejskiego w Bytomiu. W czasie robót odkażających pracownicy firmy skuli tynk na ścianach klatki schodowej. Zerwali wykładziny. Wytynkowali i pomalowali od nowa ściany na korytarzach na parterze domu. Pod koniec kwietnia do kamienicy wrócili pierwsi mieszkańcy. Na początku maja jeszcze trzy mieszkania czekały na powrót lokatorów. Korytarze w budynku stale są wietrzone. Cała akcja kosztowała Urząd Miejski kilkadziesiąt tysięcy złotych.
– Po ustaleniu przez policję sprawcy, wystąpimy do sądu i zażądamy od sprawcy zwrotu kosztów – zapowiada Jacek Wicherski.
RYCH
Artykuł zaczerpnięty z
Kuriera Bytomskiego.