główna aktualności hydepark sport ogłoszenia puby gsm kino szukaj moje miasto
AKTUALNOŚCI archiwum zaproponuj sidebar SPORT hokej piłka MOJE MIASTO załóż konto przypominanie hasła regulamin faq OGŁOSZENIA twoje ogłoszenia dodaj ogłoszenie pokaż ogłoszenia szukaj w ogłoszeniach GSM ROZRYWKA puby kawiarenki internetowe hydepark widokówka film sztuki głosowania KULTURA bytomskie centrum kultury kino gloria kinoteatr bałtyk miejska biblioteka publiczna muzeum górnośląskie opera śląska śląski teatr tańca KALENDARZ dodaj wydarzenia MIASTO urząd miejski noclegi SZUKAJ
M E N U

Aktualności ogólne

Noclegi


W I A D O M O Ś Ć

Korki dla najlepszych?

Logo Życia Bytomskiego.
- Udzielam korepetycji z angielskiego od ładnych paru lat. Gdyby nie one, nie starczyłoby mi pieniędzy na życie. Szkolna pensja to niecały tysiąc złotych, a ja za samo mieszkanie płacę przeszło czterysta - mówi ponad trzydziestoletnia bytomianka. Jak twierdzi, dzięki jej pomocy kilkanaście osób zdało maturę i dostało się na studia.

Korepetycjami, czyli "korkami" dorabia wielu nauczycieli i studentów. Za godzinę zajęć biorą od 20 do 50 złotych. Dla stałych klientów stosują zniżki lub godzą się na dwie godziny pracy w cenie jednej. Czasami też to oni przyjeżdżają do domów chcących nadrobić zaległości uczniów. Z reguły bowiem korepetycje odbywają się w mieszkaniu prowadzącego. Największą popularnością cieszą się "korki" z języków obcych, zwłaszcza angielskiego. Sporo ofert mają także matematycy, chemicy, informatycy i fizycy, znacznie mniej biolodzy, poloniści oraz historycy. Boom na ich usługi nadchodzi właśnie teraz, na kilka tygodni przed końcem roku szkolnego lub przed zakończeniem pierwszego semestru nauki. - Wielu uczniów, a dokładniej ich rodzice uświadamiają sobie, że bez specjalnej pomocy i dodatkowych zajęć nie uda się uniknąć oceny niedostatecznej na świadectwie - tłumaczy studentka Politechniki Śląskiej Ania, która uczy innych od czwartej klasy liceum. - Ci zagrożeni zazwyczaj trafiają do mnie zbyt późno, gdy już niewiele można zrobić. Zresztą jak ja mam im pokazać, jak się rozwiązuje zadania chemiczne, skoro oni nie znają podstaw. "Korki" to tylko uzupełnienie normalnej szkoły, nie mogą jej zastąpić w stu procentach. Poza tym wszystko i tak zależy od chęci ucznia i jego nastawienia do problemu. Inna korepetytorka, matematyczka z wykształcenia dodaje: - Często jest tak, że jakaś matka dzwoni do mnie i umawia na spotkanie z dzieckiem, bo mu grozi "pała". Ona się stara i przejmuje, a sam zainteresowany podchodzi do wszystkiego na luzie. W takiej sytuacji nie pomoże żadne dokształcanie.

Korepetytorzy zgodnie przyznają, że najlepiej pracuje się im z osobami, które nie potrzebują ratunku, a jedynie drobnej pomocy, czy rozszerzenia wiedzy gwarantowanej przez szkołę. - Odwiedzają mnie nawet uczniowie regularnie otrzymujący świadectwa z czerwonym paskiem. Oni chcą wiedzieć więcej, niż przewiduje program lub mieć pewność, że z wysokimi notami zdadzą maturę, czy bez problemów dostaną się na wymarzoną uczelnię. Takie zajęcia to czysta przyjemność - stwierdza bytomska nauczycielka. Wielu młodych ludzi korzysta z "korków" jedynie ze względów prestiżowych. - To przeważnie dzieci bogatych rodziców chodzą na "korki", bo taka jest moda. Naśladują innych, choć poradziliby sobie sami, bez mojej pomocy. Poznaję ich od razu, bo w ogóle nie targują się o cenę - mówi cytowana już matematyczka. Inny korepetytor dodaje: - Zdecydowaną większość moich podopiecznych stanowią gimnazjaliści i licealiści. Ostatnio jednak ta moda dotarła nawet do podstawówek, nawet ci najmłodsi uczniowie interesują się pozaszkolnym dokształcaniem.


Korepetycji udzielają nauczyciele i studenci.

Zdjęcie: Wojciech Łysko


Udzielający korepetycji nie lubią rozmów o fiskusie. Z reguły nie powiadamiają urzędu skarbowego o swej dodatkowej pracy. - Musiałbym podnieść ceny, jeśli miałbym odprowadzać z tego podatek. Nie zdecyduję się na to, bo konkurencja jest zbyt duża, a wszyscy na pewno się nie ujawnią. Teraz pierwszy lepszy student ogłasza się w prasie z "korkami". Oni psują rynek, bo stosują zbyt niskie ceny, jakby podświadomie zdawali sobie sprawę z tego, że i tak niewiele pomogą swym klientom.

Żaden z moich rozmówców nie chciał byśmy napisali, w której szkole uczy na co dzień. - Dyrekcja krzywo patrzy na nauczycieli udzielających korepetycji. W końcu to, że jesteśmy potrzebni świadczy o tym, iż tradycyjna szkoła w jakimś stopniu poniosła porażkę - tłumaczyli. - Nie można mówić o jakiejś porażce - komentuje Dorota Huras, dyrektor bytomskiego Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 12 przy ulicy Tysiąclecia. - Przeprowadziliśmy niedawno drobiazgowe badania wśród naszych uczniów i ich rodziców. Okazało się, że z "korków" korzysta zaledwie sześć procent ogółu. I co ciekawe, jako powód uczęszczania na tego typu zajęcia nie podawano wcale słabej pracy szkoły. Chodziło raczej o to, że dobrzy i bardzo dobrzy uczniowie chcą być jeszcze lepsi, a rodzice starają się im to ułatwić, zapewniając dodatkowe godziny edukacji w dobrych warunkach. Sami nie mają odpowiednio dużo czasu, czy możliwości, by im pomóc, więc sięgają po pomoc fachowca. Podobnie uważa Anna Włodarczyk-Klębowska, wicedyrektor ZSO nr 7 przy ulicy Siemiradzkiego: - Popyt na korepetycje nie oznacza, iż w szkole źle uczymy. Według mnie to przejaw nadopiekuńczości rodziców, troski o stan wykształcenia ich pociech. Robią ile tylko się da, żeby był on jak najwyższy, bo dzisiaj ma to ogromne znaczenie. Nie zabrania się nauczycielom dorabiania korepetycjami, jeśli oczywiście po godzinach nie uczą tych samych osób, z którymi pracują w swojej szkole. To byłoby niedopuszczalne.

TOMASZ NOWAK

Artykuł zaczerpnięty z Życia Bytomskiego - www.zyciebytomskie.pl.

 
   
   
redakcja reklama kontakt