Górniczy gniew.
Kopalnia "Centrum": podziemny strajk w obronie miejsc pracy.
Trzydziestu pracowników Zakładu Górniczego "Centrum" w zeszły poniedziałek nie wyjechało na powierzchnię po zakończeniu nocnej zmiany. Na poziomie 774 metry pod ziemią górnicy ogłosili strajk żądając, by zarząd Kompanii Węglowej obiecał na piśmie, iż nie dopuści do likwidacji ich miejsca pracy.
Obejmujący prócz bytomskiej także kilkanaście innych kopalń protest zorganizowała "Solidarność". Jego inicjatorzy poszli śladem związkowców z kopalni "Silesia" w Czechowicach-Dziedzicach, którzy kilka dni wcześniej rozpoczęli podobną akcję. Skłoniły ich do tego nieoficjalne, pojawiające się jedynie w prasie oraz w Internecie informacje o nowych założeniach reformy górnictwa. Według nich do roku 2006 zlikwidowanych miałoby być kilka wciąż wydobywających węgiel kopalń. Na czarnej liście umieszczano między innymi bytomską "Centrum".
Przed dwoma tygodniami, zaraz po ujawnieniu listy w zakładzie tym członkowie "S" zwołali masówkę.
- Wyjaśniłem ludziom o co chodzi i jakie są zagrożenia - mówi
Mirosław Truchan, przewodniczący związku.
- Nie nawoływałem jednak do strajku, zostawiając im wolną rękę. Sami mogli wybrać, czy będą biernie czekać na działania rządu, czy też stawią opór i wyrażą swój sprzeciw. W miniony poniedziałek okazało się, że ogłoszono strajk pod ziemią. To świadczy o ogromnej determinacji górników. Oni doskonale zdają sobie sprawę, że gra idzie o ich życie. Nie zgłaszają żadnych roszczeń płacowych, mają tylko jeden jedyny postulat: niech Kompania Węglowa pisemnie zobowiąże się, że nie zamknie naszej kopalni.Protestująca grupa zajęła jedną z komór w pobliżu szybu na poziomie 774. Pozostający na powierzchni członkowie rodzin i koledzy dostarczali im jedzenie i picie oraz na bieżąco przekazywali najnowsze wiadomości. Chcieliśmy z fotoreporterem odwiedzić zdesperowanych górników i porozmawiać z nimi na dole, lecz nie zgodziła się na to dyrekcja zakładu, która zasłoniła się brakiem akceptacji ze strony Kompanii Węglowej.
- Oficjalnie chodzi o wasze bezpieczeństwo, ale prywatnie powiem panu, że Kompania zaleciła nam wyciszanie całej sprawy - przyznał anonimowo jeden z reprezentantów kierownictwa "Centrum".
Związkowcy ładują do klatki windy prowiant dla protestujących, który za chwilę zjedzie na dół.Zdjęcie: Wojciech Łysko |
Sceptycznie do działań "Solidarności" odniosły się inne centrale związkowe. Ich przedstawiciele uznali podziemne strajki za przedwczesne i zbyt radykalne w obecnej chwili. Wielu podkreślało, że tak naprawdę nie ma żadnej oficjalnej listy kopalń przeznaczonych do likwidacji. To samo powtarzali cały czas pracownicy Kompanii Węglowej. Działaczy "S" jednak nie przekonali:
- Prawdziwe informacje o kolejnych etapach restrukturyzacji branży węglowej są na razie skrzętnie ukrywane. Rząd ujawni je dopiero po 9 czerwca, kiedy będą już znane wyniki referendum unijnego. Gdyby zrobił to wcześniej, zniechęciłby do siebie następnych wyborców, a ci zbojkotowaliby głosowanie - twierdził jeden z bytomskich związkowców.
Tymczasem w miniony wtorek po południu zakończył się strajk prowadzony w "Silesii". Tamtejsi związkowcy zawarli z Kompanią porozumienie gwarantujące działalność zakładu do roku 2006.
- Nam chodzi dokładnie o coś takiego, ale umowa musi dotyczyć konkretnie naszej kopalni. To konieczny warunek przerwania strajku. Górnicy chcą mieć stuprocentową pewność, że będzie robota i pieniądze na utrzymanie rodzin - komentował Mirosław Truchan.
W zeszły czwartek członkowie "S" wyjechali do siedziby Kompanii na zaplanowane wcześniej spotkanie z jej zarządem.
- Do rozmów jednak nie doszło - mówi Mirosław Truchan.
- Powiedziano nam, że ponownie spotkamy się dopiero po 13 czerwca, a więc po obradach komisji trójstronnej. Przekazałem tę informację strajkującym na dole. Po godzinnej naradzie postanowili kontynuować protest i nie wyjeżdżać na powierzchnię. Jak długo to wszystko może potrwać? Nie wiem, nikt tego nie wie. Martwi mnie stan zdrowia kolegów, ciągle są pod opieką lekarską, a wielu już odczuwa dolegliwości związane z długotrwałym przebywaniem w niekorzystnych warunkach. W środę jeden ze strajkujących miał tak wysokie ciśnienie, że na stanowcze żądanie lekarza wyjechał z dołu, by nie narażać swojego życia. W sobotę podziemny strajk trwał nadal.
TOMASZ NOWAK
Artykuł zaczerpnięty z
Życia Bytomskiego - www.zyciebytomskie.pl.