Bytomska madonna z wiednia.
W odzyskującej powoli blask mariackiej świątyni przy Rynku uwagę przykuwa przede wszystkim odnowione prezbiterium, olśniewające złotem wielkiego ołtarza. W jego cieniu nikną inne zabytki kościoła, zwłaszcza te czekające na swoją "kolejkę" do renowacji. Doczekał się jej niedawno dziewiętnastowieczny obraz pędzla wiedeńskiego artysty Bonaventury Emlera, przedstawiający Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny - ongiś stanowiący centralny element głównego ołtarza.
Obraz powstał w roku 1857, kiedy po wielkim remoncie i przebudowie świątyni, przeprowadzonej przez "farorza" Szafranka, ufundowano nowy ołtarz główny. Znajdował się tam do lat trzydziestych XX wieku, kiedy w prezbiterium ustawiono kolejny wielki ołtarz z obrazem "Wniebowzięcia" pędzla Francesco Curradiego. "Wniebowzięcie" Emlera zawisło wówczas w ciemnym kącie kościoła nad wejściem do wieży. Brudne i zapomniane, stało się "niewidzialne" dla oczu wiernych. Poddane niedawno oczyszczeniu i zachowawczej konserwacji płótno znalazło miejsce na ścianie obok zakrystii - odmienione tak bardzo, że niektórzy parafianie posądzili proboszcza o nabycie do kościoła nowego obrazu.
Wielkich rozmiarów dzieło wiedeński artysta wzorował podobno na pracy słynnego barokowego mistrza Murilla. Obraz jest typowym przedstawieniem Wniebowzięcia - ubrana w białą szatę Madonna wznosi się do nieba na obłoku w asyście aniołów. Pozostali na ziemi Apostołowie otaczają pusty sarkofag, z którego wyrastają białe lilie - symbol Maryi. Kontekstem obrazu był ongiś neogotycki strzelisty ołtarz, do którego go przeznaczono. Dzieło Emlera flankowały z boków figury świętych Mikołaja i Norberta, obecnie umieszczone na filarach po bokach prezbiterium. Za obraz zapłacono tysiąc guldenów, a transport odbył się z Wiednia do Królewskiej Huty w roku 1858 specjalnym wagonem, skąd dzieło konnym wozem przetransportowano do Bytomia (w mieście nie było wówczas linii kolejowej).
Obraz po renowacji odzyskał dawną urodę.Zdjęcie: Tomasz Szemalikowski |
W poświęconych mariackiej świątyni opracowaniach napotkamy informację, że obraz zamówiono u artysty w Wiedniu ze względów ekonomicznych, było to bowiem ponoć tańsze niż powierzenie jego wykonania malarzowi w Prusach (o co starało się kilku uznanych twórców). Nawet pobieżne zapoznanie się z biografią Emlera stawia taką tezę pod znakiem zapytania.
O Bonaventurze Emlerze nie znajdziemy ani słowa w polskiej literaturze poświęconej historii sztuki. Zapomniany ten dziś malarz historyczny i religijny (a także rytownik, rysownik i miniaturzysta) mimo bardzo krótkiego życia (1831-1862) zdążył doczekać się dużego uznania. Kształcił się w akademii w Wiedniu u Josefa von Fuehricha, słynnego twórcy obrazów religijnych zwanego "teologiem z ołówkiem". Obrazy Emlera znajdziemy w kościołach Austrii, Włoch, Węgier, w Londynie, a nawet w Stanach Zjednoczonych. Tworzył dla wielkich tego świata - jego miniatury trafiły do ksiąg zamówionych przez papieża Piusa IX i cesarzową Elżbietę. Bytomskie "Wniebowzięcie", które namalował w wieku zaledwie 26 lat, to prawdopodobnie jego największy rozmiarami obraz. Zamówienie potraktował bardzo poważnie, o czym świadczą zachowane do dziś w parafialnym archiwum ołówkowe szkice, które przesłał proboszczowi zapewne dla akceptacji swego projektu. Zaraz po jego ukończeniu wyjechał na ufundowane przez cesarza Franciszka Józefa stypendium do Rzymu. Pracował tam nad dziełem swego życia - kartonami do "Boskiej komedii" Dantego, którym był zafascynowany. Nie ukończył ich, umierając w wieku 31 lat. Może zatem farorz Szafranek kierował się nie tyle ceną - tysiąc guldenów to było mimo wszystko niemało - ale rosnącą sławą młodego artysty?
Jakkolwiek było naprawdę - pozostał w Bytomiu ślad po młodym wiedeńczyku, który pomiędzy rytowaniem wytwornych miniatur dla cesarzowej a projektowaniem ilustracji do arcydzieła Dantego namalował nam Wniebowziętą.
MACIEJ DROŃ
Wiadomość zaczerpnięta z
Życia Bytomskiego.