Wszyscy dobrze się bawią.
"Student żebrak" to klasyczna operetka, aż dziw, że dotąd nieznana bytomskiej publiczności. Być może premiera powinna odbyć się miesiąc później - zobaczyliśmy bowiem spektakl dobry na sylwestrowy wieczór. Zarówno publiczność na widowni, jak i aktorzy na scenie - wyśmienicie się bawili.
Operetka Karla Milockera jest jednym z dwóch dzieł światowego teatru muzycznego, które tematyką swoją dotyka spraw polskich. Akcja rozgrywa się bowiem w Krakowie na początku XVIII wieku, za czasów panowania Augusta II Mocnego i walki z nim o tron Stanisława Leszczyńskiego. Akcja wpisana została w zawsze nośny schemat komedii omyłek: wskutek uknutej przez saskiego pułkownika intrygi, ubogi student odsiadujący karę więzienia ma grać rolę księcia, by zdobyć rękę pięknej hrabianki Laury i skompromitować ją tym mezaliansem. Tymczasem student naprawdę zakochuje się w Laurze i pragnie wyznać jej prawdę. Libretto jednak dopiero się rozkręca: więzienny towarzysz studenta, wynajęty w tej intrydze do odegrania roli sekretarza rzekomego księcia jest w rzeczywistości pułkownikiem Opalińskim wysłanym do Krakowa z tajną misją. I ten z kolei, by wywieść w pole pułkownika Ollendorfa - wmawia mu, że student naprawdę jest księciem. To co w kilku linijkach streszczenia wydaje się zawiłe - na scenie jest jasne, zabawne i - rzecz najważniejsza - jak to w operetce być musi szczęśliwie się kończy. Zdezorientowana Laura śpiewa: "Czy książę on, czy biedny żak ja kocham go i tak i tak", zaś biedny student za zasługi dla narodowej sprawy mianowany zostaje kapitanem. Dodajmy do tego wyborną wiedeńską muzykę - i mamy przepis na spektakl dobry, lekki i przyjemny. Oczywiście - jeżeli wykonawcy nie sknocą.
W Bytomiu nie sknocili. Soliści Opery Śląskiej dobrze wczuli się w swoje role, prezentując wyborne vis comica. Pod tym względem niezwykle zaskoczył Bogdan Kurowski (pułkownik Ollendorf) - bas, a więc artysta nawykły do ról poważnych. Tu stworzył kreację pełną humoru, jedną z najlepszych w spektaklu. Duże brawa należą się również Włodzimierzowi Skalskiemu za rolę komendanta więzienia Entericha. Zastanawiać mógł Feliks Widera - przywykliśmy, że artysta ten wybornie czuje się właśnie w lżejszym repertuarze, tutaj natomiast był bardziej poważny, jakby od początku chcąc zasygnalizować, że w poincie tej komedii omyłek jego Jan okaże się pułkownikiem Opalińskim. Widera ożywiał się w duetach z Julianem Ursynem Niemcewiczem, ale tutaj ożywiał się za bardzo - obaj panowie po prostu wyśmienicie sami się bawili, o czym szerzej za chwilę.
Wspaniałą kreację stworzył Bogdan Kurowski (na zdjęciu z prawej strony).Zdjęcie: Tomasz Zakrzewski |
Julian Ursyn Niemcewicz po pierwszoplanowych rolach w operach reżyserowanych przez Wiesława Ochmana - pokazał, że jest artystą wszechstronnym, że odnajduje się również w żywiole operetkowym. Sęk w tym - że nie tylko się odnajduje, ale też daje weń wciągnąć, chwilami zapominając, że aktorstwo - nawet w teatrze muzycznym - polega na zachowaniu minimum świadomości roli i dystansu do niej. Tymczasem w "Studencie żebraku", grający tytułową rolę Niemcewicz sam bawi się świetnie niemal bez przerwy, puszcza oko i do kolegów na scenie, i do publiczności na widowni. To może śmieszyć, ale na dłuższą metę staje się męczące notorycznym łamaniem umowności znaku teatralnego. A przecież za to lubimy i operę, i operetkę, że ich teatralność przetrwała w czystej, "zakonserwowanej" formie, niezmienionej przez reformatorów i eksperymentatorów. Tutaj mamy okazję odbyć podróż do prehistorii teatru sprzed czasów XX-wiecznych poszukiwań. Joanna Kściuczyk- Jędrusik po raz kolejny wspaniale zaprezentowała się w repertuarze operetkowym, zresztą w obsadzie solistów nikt nie odstawał od dobrego poziomu wykonawczego. A w przypadku takiego repertuaru - nie gwiazdorstwo, lecz dobre rzemiosło całego zespołu jest gwarantem powodzenia przedsięwzięcia. Dobrze był przygotowany chór, zwłaszcza żeński - ten od pewnego czasu stanowi mocną stronę naszej opery. W balecie - chodzi tutaj o jego męską część - normą stała się już coraz bardziej zauważalna "siłowa" rosyjska maniera tańca. Na szczęście wciąż na tym tle odbija się osobowość Grzegorza Pajdzika - możemy więc przypatrzeć się na czym polega różnica pomiędzy talentem a poprawną topornością.
"Student żebrak" ma szansę na długo stać się mocnym punktem repertuaru Opery Śląskiej. Polecić je można każdemu.
MARCIN HAŁAŚ
Wiadomość zaczerpnięta z
Życia Bytomskiego.