Pawlus, czyli Canio płacze na scenie.
Przeszedł do legendy nie tylko polskiej opery. Zasłynął jako odtwórca partii Cania w "Pajacach", gdzie śpiewając słynną arię "Śmiej się pajacu, z miłości twej wzgardzonej", prawie zawsze miał w oczach prawdziwe, bynajmniej nie aktorskie łzy. Choć krakowianin, to aż 35 lat związany był z bytomską sceną. Znakomity tenor Bolesław Pawlus powrócił 11 stycznia na deski bytomskiego teatru muzycznego, by zapoczątkować cykl koncertów "Legendy Opery Śląskiej". Przypomniał widzom swoje wyśmienite kreacje i rozbawił opowieściami o życiowych i operowych perypetiach.
Bolesław Pawlus śpiewa od 1951 roku. Jego zawierający najznakomitsze partie tenorowe repertuar liczy ponad 40 pozycji. Zachodni recenzenci okrzyknęli go czołowym tenorem bohaterskim Europy. Partię Cania z popisowych "Pajaców" śpiewał już w 42 reżyseriach i dziewięciu językach. Po tej roli europejscy recenzenci zaczęli nazywać go "polskim Caruso". Jest także pierwszym na świecie odtwórcą partii Jontka z "Halki" w języku esperanto!
Urodził się w Krakowie, w 1929 roku. W wielodzietnej, niezamożnej rodzinie.
- Było nas czternastu Pawlusów, z jednego ojca i z jednej matki. Kiedy zmarła mama, sam zrobiłem jej trumnę i niosłem do grobu. Wtedy też obiecałem sobie, że nie wezmę do ust papierosa ani alkoholu. Przysięgi tej dotrzymałem przez całe dotychczasowe życie - opowiadał tenor. Już od dzieciństwa zwracał uwagę niezwykłym głosem. Swoją karierę rozpoczynał w chórze kościoła św. Szczepana w Krakowie. Jego pierwszym nauczycielem był ksiądz infułat Muliński. Potem podjął naukę śpiewu u profesora Józefa Gaczyńskiego, a następnie u Stanisławy Hoffmanowej. Debiutował partią pierwszoplanową - Jontka z "Halki" na scenie Krakowskiego Teatru Muzycznego. Wkrótce zasłynął na krakowskiej scenie jako odtwórca partii Pinkertona w "Madama Butterfly" Pucciniego, Stefana w "Strasznym Dworze" Moniuszki, Geralda w "Lakme" Delibes'a, Don Josego w "Carmen" Bizeta. Wtedy też zaczął śpiewać w "Pajacach", a partia Cania stała się jego życiową rolą. A każdy, kto widział Pawlusa w tej kreacji wie, że Cania nie gra, on po prostu nim jest. Śpiewając arię "Śmiej się, pajacu, z miłości twej wzgardzonej" zawsze w oczach ma autentyczne łzy.
Stary Mistrz bawił publiczność anegdotami.Zdjęcie: Krzysztof Kamil Malewicz |
W 1967 roku tenor związał się ze sceną Opery Śląskiej.
- W operze krakowskiej grałem osiem przedstawień miesięcznie. Poszedłem do dyrektora i mówię, że zarabiam tysiąc złotych i nie mogę sobie za to nawet butów kupić - wspominał Pawlus. Wtedy też do Bytomia zaprosił go ówczesny dyrektor Opery - Włodzimierz Stahl.
- Pięć mieszkań mi proponował w Bytomiu. Jedno w Chruszczowie. Pojechałem tam i ugrzęzłem w błocie po kolana. Drugie było takie ogromne, że mógłbym sobie w domu zawody motocyklowe organizować - żartował.
- W końcu zdecydowałem się dojeżdżać z Krakowa. Wstawałem o piątej rano, żeby dojechać pociągiem do Bytomia. O 11.30 musiałem zdążyć na pociąg do Krakowa. Ćwierć życia przespałem w tym pociągu. Wszystkie krakowskie przekupki mnie znały. Dyżurny ruchu potrafił nawet pociąg zatrzymać, jak Pawlus nie mógł zdążyć.W 1958 roku Pawlusa usłyszał przebywający akurat w Polsce Jan Kiepura. O jego głosie napisał wówczas, że brzmi jak wspaniały spiżowy dzwon. Na krakowskiej scenie Pawlus spotkał się z Kiepurą osobiście. Kiepura miał tam śpiewać partię "Jontka", ale zrezygnował właśnie na rzecz Pawlusa. W 1969 roku artysta nawiązał współpracę ze scenami zachodnioniemieckimi. Wyjechał praktycznie na jedno przedstawienie i otrzymał propozycję wieloletniego kontraktu. Śpiewał na niemal wszystkich ważniejszych scenach Europy, w Belgii, Holandii, Francji, Danii, Szwecji, Austrii.
Obecnie Bolesław Pawlus pisze książkę.
- Są tam same superlatywy o bytomskiej publiczności. Choć jestem krakowiakiem, to sercem i duszą zawsze jestem ze Ślązakami - przekonuje artysta.
- Jest już opera "Krakowiacy i górale", to może kiedyś ktoś napisze "Krakowiaków i Ślązaków"...Kilka dni temu, podczas koncertu publiczność mogła przekonać się, że Bolesław Pawlus wciąż pełny jest młodzieńczej werwy. Z brawurą zaśpiewał m.in. dwa słynne operetkowe duety "W rytm walczyka" oraz "Usta milczą, dusza śpiewa". Towarzyszyła mu sopranistka Urszula Konrad. Podczas koncertu usłyszeć można było również archiwalne nagrania arii w wykonaniu Pawlusa. Kiedy z głośników rozległa się aria Cania, siedzący w fotelu Stary Mistrz zaczął cicho śpiewać, towarzysząc swojemu głosowi sprzed lat. Po kilkunastu taktach w jego oczach zaszkliły się łzy.
KATARZYNA MAJSTEREK
Wiadomość zaczerpnięta z
Życia Bytomskiego.