Piekarz z powołania.
"Kuchnia Babci Any" kusi zapachami ciast wypiekanych według starych receptur i wystrojem rodem z prawdziwego śląskiego domu. Unikalną kawiarenkę stworzył inżynier, absolwent akademii rolniczej, a z zamiłowania i wykonywanego fachu piekarz. Tadeusz Bączkowicz otrzymał wraz z piątką innych laureatów tytuł "Śląskiego Kupca Roku". Z kolei bytomski Cech Rzemiosł Różnych uhonorował jego firmę wyróżnieniem w konkursie "Wzorowy Zakład".
Radzionkowski piekarz podejrzewa, że na jego dorosłe życie miało wpływ pewne ważne wydarzenie. 47 lat temu, kiedy przyszedł na świat, stawiano właśnie w piekarni jego ojca piec chlebowy, który działa do dziś.
- Nie należę do ludzi przesądnych, jednak nie zdecydowałem się na rozebranie starego pieca i jedynie nieco go zmodernizowałem. Być może rzeczywiście stał się on podarowanym mi przez los wianem na całe życie. Nasza rodzinna firma przechodziła w przeszłości różne, czasami wręcz nieprawdopodobne koleje losu - opowiada Tadeusz Bączkowicz.
Popularna radzionkowska piekarnia powstała w 1910 roku w domu na początku dzisiejszej ulicy Długiej i była własnością dziadków pana Tadeusza. Z okazji 90-lecia istnienia firmy urządzono tam miniaturową kawiarenkę nazwaną właśnie "U Babci Any". Z końca lat 20. pochodzi wisząca na ścianie fotografia przedstawiająca członków rodziny Bączkowiczów, w tym babcię i ojca pana Tadeusza. W lokalu mieściła się wtedy piekarnia oraz sklep z artykułami kolonialnymi.
Kiedy Bączkowicz się urodził - w piekarni jego ojca stawiano nowy piec chlebowy.Zdjęcie: Wojciech Łysko |
- U zarania nasza firma była rodzinna i obok siebie pracowali w niej wszyscy domownicy. Na samym początku zatrudniała zaledwie kilka osób, podczas gdy dziś pracuje u nas 40 ludzi - mówi Tadeusz Bączkowicz. Tuż po wojnie zakład o mało nie upadł z powodu braku gotówki. Po demobilizacji i powrocie z Anglii, gdzie służył w Polskich Siłach Zbrojnych, Jan Bączkowicz - ojciec pana Tadeusza sprzedał swój andersowski mundur, kupił za niego worek mąki i rozpoczął wypiek bułek. W 1952 roku władze komunistyczne przymusowo znacjonalizowały zakład i Jan Bączkowicz pracował w nim jako zwykły piekarz. Jako dawny właściciel nie mógł, mimo dużych umiejętności, awansować na stanowisko kierownika. Dopiero w 1980 roku piekarnia wróciła do rodziny i zaczęła się stopniowo rozwijać.
- Ani ja, ani żaden z moich braci nie był piekarzem. Ja cieszyłem się z otrzymanego właśnie na krakowskiej Akademii Rolniczej dyplomu inżyniera technologa żywności. Nie mieliśmy więc prawa do prowadzenia piekarni. Moim marzeniem było jednak wykonywanie tego zawodu i pod okiem ojca pracowałem tam w charakterze ucznia, by zdobyć papiery czeladnicze, a następnie mistrzowskie - wspomina Bączkowicz.
W radzionkowskiej piekarni nadal wszystko wykonywane jest ręcznie. Przy wypiekach pracuje się od godziny 16 do 9 rano. Obecnie wypiek chleba i bułek stanowi zaledwie 20 procent produkcji. Reszta to przede wszystkim ciasta powstające według starych receptur i bez konserwantów.
- Jestem może trochę nietypowym Ślązakiem, bowiem poza Radzionkowem wielkim sentymentem darzę również Kraków. Stamtąd pochodzi moja żona i tam od lat mieszkamy przez połowę tygodnia. Na co dzień muszę więc dzielić obowiązki szefa firmy i głowy rodziny. W pierwszym przypadku mieszkam w kamienicy przy ul. Długiej, po czym wsiadam w samochód i pędzę do Krakowa do żony i syna. Na szczęście to tylko godzina jazdy - mówi Tadeusz Bączkowicz.
JACEK SONCZOWSKI
Wiadomość zaczerpnięta z
Życia Bytomskiego.