główna aktualności hydepark sport ogłoszenia puby gsm kino szukaj moje miasto
AKTUALNOŚCI archiwum zaproponuj sidebar SPORT hokej piłka MOJE MIASTO załóż konto przypominanie hasła regulamin faq OGŁOSZENIA twoje ogłoszenia dodaj ogłoszenie pokaż ogłoszenia szukaj w ogłoszeniach GSM ROZRYWKA puby kawiarenki internetowe hydepark widokówka film sztuki głosowania KULTURA bytomskie centrum kultury kino gloria kinoteatr bałtyk miejska biblioteka publiczna muzeum górnośląskie opera śląska śląski teatr tańca KALENDARZ dodaj wydarzenia MIASTO urząd miejski noclegi SZUKAJ
M E N U

Aktualności ogólne

Noclegi


W I A D O M O Ś Ć

Czekając na syndyka.

Logo Życia Bytomskiego.
Byli hutnicy wciąż nie wiedzą, kiedy dostaną swoje pieniądze

Ponad dwustu byłych pracowników zlikwidowanych Zakładów Metalurgicznych w Bobrku od przeszło roku czeka na wypłatę zaległych pieniędzy. Co środę zdesperowani ludzie spotykają się przed bramą dawnej firmy przy ulicy Konstytucji, bezskutecznie domagając się spotkania z syndykiem masy upadłościowej. W zeszłym tygodniu zapewniono ich, że syndyk się pojawi, a należności zostaną wypłacone.

Wszyscy przez wiele lat pracowali w hucie "Bobrek". Gdy ta upadła, znaleźli zatrudnienie w Zakładach Metalurgicznych, które były jednym z kilku następców bytomskiej huty. W nowym miejscu przerobili jednak zaledwie parę lat, Zakłady podzieliły bowiem los "Bobrka". W kwietniu minionego roku na ich teren wszedł syndyk. Jednym z jego zadań jest wypłacenie dwustu osobom zaległych wypłat. - Chodzi o prawie 300 tysięcy złotych, nie licząc stale narastających odsetek od tej kwoty - mówi jeden z byłych hutników Ryszard Sukiennik. - Dla nas te pieniądze mają kolosalne znaczenie, bo dawno już utraciliśmy prawo do zasiłku dla bezrobotnych i teraz nie starcza nam na życie. U niektórych sytuacja jest wręcz tragiczna, bo bez pracy są zarówno mąż, jak i żona. Niestety, mimo nalegań, próśb i gróźb nie możemy się doczekać całości kasy. Jedyne co się nam proponuje, to drobne zaliczki wypłacane co jakiś czas, gdy syndykowi dzięki sprzedaży majątku przedsiębiorstwa uda się pozyskać jakieś fundusze.


Pracownicy Zakładów Metalur-gicznych mają coraz mniej nadziei, że otrzymają swoje pieniądze.

Zdjęcie: Wojciech Łysko


Od czternastu miesięcy w każdą środę hutnicy przychodzą pod bramę Zakładów i czekają na przybycie syndyka Mirosława Możdżenia. - Chcemy go zapytać o nasze pieniądze, dowiedzieć się, kiedy wreszcie ta sprawa zostanie ostatecznie uregulowana. Pan syndyk nie pofatygował się jednak do nas, choć na drzwiach jego gabinetu jeszcze do niedawna wisiała informacja, że co tydzień przez godzinę przyjmuje interesantów. W minioną środę wzburzeni bytomianie jak zwykle pojawili się w biurowcu dawnej huty przy ulicy Konstytucji. Wyszedł do nich reprezentujący syndyka Wojciech Barczyk. W trakcie kilkudziesięciominutowej, przebiegającej w bardzo napiętej atmosferze i obfitującej w utarczki słowne rozmowy kilka razy zapewnił on zebranych, iż w przyszłą środę spotka się z nimi Mirosław Możdżeń. Jak twierdził Barczyk, przedstawi on hutnikom harmonogram, według którego będą wypłacane wszelkie zaległości. Okazało się bowiem, że syndyk Zakładów Metalurgicznych zdobył potrzebne do realizacji tego zadania środki finansowe. Gwarantuje je potwierdzona notarialnie umowa podpisana z jedną z firm działających na gruzach huty "Bobrek". - Jest cień nadziei, ale nie jesteśmy zbyt wielkimi optymistami - komentował Ryszard Sukiennik. - Już kilka razy bowiem mówiono nam o podpisaniu takich porozumień, lecz jakoś dziwnym trafem w ostatniej chwili nigdy nie dochodziło do ich realizacji i pieniądze się nie pojawiały. Oby tym razem było inaczej.

Inni uczestniczący w rozmowie byli pracownicy huty są jeszcze większymi pesymistami: - Nie wierzymy w ani jedno słowo, zbyt wiele ich już padło i zbyt często byliśmy zwodzeni. Syndyk na pewno się nie pojawi, o pieniądzach już nie wspominając. Nie wiemy, jak sobie poradzimy, czy mamy kraść, żeby przetrwać? Trudno się dziwić obawom hutników. Wielu z nich przeżywa mało śmieszną powtórkę z historii. Gdy padał ich pierwszy zakład pracy, czyli huta "Bobrek" także obiecywano im, że z czasem dostaną nie wypłacone wcześniej świadczenia urlopowe i zdrowotne, premie za nadgodziny oraz odszkodowania za pracę w szkodliwych warunkach. - Na te pieniądze czekamy już siedem lat. Mamy nawet prawomocne wyroki sądowe nakazujące natychmiastowe uregulowanie zobowiązań. Tylko co nam to dało, gotówki jak nie było, tak nie ma - skarżą się bytomianie.

TOMASZ NOWAK

Artykuł zaczerpnięty z Życia Bytomskiego - www.zyciebytomskie.pl.

D O D A J   K O M E N T A R Z
Twój komentarz:
Twój nick:Twój e-mail:

 
   
   
redakcja reklama kontakt