Marzenia się spełniają.
Swoje pierwsze aktorskie umiejętności Adam Winczewski zdobywał w bytomskiej Grupie Działań Twórczych "Dziupla". Dziś jest studentem londyńskiej The Questors Theatre, pobiera lekcje u jednego z najsławniejszych aktorów szekspirowskich - Kennetha Brannagha, jest dublerem w serialach telewizji BBC.
Swój talent odkrył w wieku 13 lat. Wtedy pedagogiem w szkole w Karbiu, do której chodził była
Anna Meiser. By zorganizować Adamowi czas, zaprosiła go do prowadzonej przez siebie w Młodzieżowym Domu Kultury nr 1 - "Dziupli".
- Ania powiedziała mi, że w zajęciach uczestniczy dużo fajnych dziewczyn i dlatego poszedłem. W taki właśnie śmieszny sposób zaczęła się moja aktorska przygoda - wspomina Adam. Z "Dziuplą" związany był przez siedem lat, z czasem jako uczeń bytomskiej "Samochodówki". Jego pierwszą aktorską kreacją była rola smoka Zygmunta w "Scenach z życia smoków". Wiele kolejnych scenariuszy powstawało już z myślą o Adamie, chociażby "Etiuda na temat rozmowy lirycznej Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego", czy "Tybald".
- Adam nigdy nie był zarozumiały, ale z domu wyniósł wewnętrzne przekonanie, że da sobie w życiu radę. Z czasem stał się autorytetem w "Dziupli", pomagał mi w prowadzeniu zajęć - mówi Anna Meiser. Właśnie w "Dziupli" zaczęła się fascynacja Adama dziełami Szekspira. Wtedy też jego mistrzem stał się Kenneth Brannagh, jeden z najsławniejszych aktorów szekspirowskich, który za rolę w filmowej wersji "Hamleta" został nominowany do Oscara. Rok temu mogliśmy go oglądać w drugiej części Harrego Pottera.
Gdy dokładnie rok temu mieszkająca w Londynie koleżanka namówiła Adama na studia w Wielkiej Brytanii, długo się nie zastanawiał. Wyjazd był ryzykowny, ale on wiedział już co chce w życiu osiągnąć.
- W Polsce nie miałbym takich szans - twierdzi Adam.
- Studia są bardzo ogólne, poza tym jako mechanik samochodowy miałem niewielką możliwość się na nie dostać. Nie chciałem też zasilić rzeszy polskich bezrobotnych aktorów. W Londynie przekonałem się, że ciężko pracując mam szansę rozwinąć się w kierunku, w którym chcę - aktorstwa dramatycznego - mówi.
Adam Winczewski.Zdjęcie: Krzysztof Kamil Malewicz |
Obecnie cały dzień Adama wypełnia praca. Kiedy o 11 wychodzi ze swej położonej w trzeciej londyńskiej strefie kamienicy okolonej krzewami malin, zmierza do włoskiej restauracji, w której zarabia na utrzymanie oraz studia. Zaczynał jako pomywacz, teraz jest kierownikiem barmanów. Po pracy pędzi do swej szkoły - "The Questors Theatre". Uczy się w grupie prowadzonej przez znanego brytyjskiego reżysera - Nicolasa Nickelby. Gdy zaczynał studia było bardzo trudno.
- W kilkunastoosobowej grupie, której udało się dostać do szkoły byłem jedynym studentem obcojęzycznym. Grupa nie chciała mnie zaakceptować. Do tego stopnia, że w bufecie jadłem sam posiłki, a po wykonywanych przeze mnie etiudach nikt nie bił braw - opowiada Adam. Przełom nastąpił pewnego dnia, gdy Adam przygotował samodzielną interpretację hamletowskiego monologu "Być albo nie być".
- Aby się nie rozpraszać stanąłem do widowni tyłem. Czułem narastające napięcie za plecami. Gdy skończyłem zapadła cisza. Pomyślałem: znowu to samo. Wtedy rozległy się brawa, wszyscy bili je na stojąco, a potem mi gratulowali. Wtedy nastąpił przełom - wspomina. Teraz bytomianin przygotowuje role w trzech angielskich spektaklach: Szekspira, Czechowa i Brechta. Ponadto gra jedną z głównych ról w przeznaczonym dla brytyjskiej Polonii spektaklu "Straszni Rodzice" Jeana Coctaux. Niedawno miał też okazję pobierać lekcje u swego mistrza - Kennetha Brannagha. Ma nawet swój pseudonim artystyczny: Joe Catani.
- Cały czas się uczę. Największy problem stanowi staroangielszczyzna, której nawet rodowici Anglicy nie rozumieją - przekonuje. Ostatnio wziął udział w przesłuchaniach telewizji BBC i od tego czasu stał się dublerem w angielskich serialach.
- Gdy skończę The Questors Theatre zamierzam kontynuować naukę w HB Studio w Nowym Jorku, a potem w Los Angeles. Planuję, żeby moja nauka trwała jeszcze pięć lat. Potem znajdę dobrego agenta i rozpocznę pracę - mówi Adam.
- Teraz wiem, że gdy chce się coś osiągnąć potrzeba wielu wyrzeczeń i dużo pracy. Trzeba być też konsekwentnym w dążeniu do celu. Marzenia mogą się spełnić, trzeba tylko mocno w to wierzyć i działać, a nie siedzieć z założonymi rękami w oczekiwaniu na cud - przekonuje Adam.
KATARZYNA MAJSTEREK
Artykuł zaczerpnięty z
Życia Bytomskiego - www.zyciebytomskie.pl.