Przeżyć noc.
Pomalowanych na biało parterowych zabudowań noclegowni nie widać z głównej drogi. O bliskości tego miejsca świadczą zaniedbani mężczyźni zmierzający w kierunku przystanku tramwajowego na ul. Zabrzańskiej. Każdy z nich trzyma w ręce plastikową reklamówkę ze skromnym dobytkiem. Minęła godzina 7.30, więc chwilę wcześniej wszyscy podopieczni placówki musieli opuścić ciepłe pomieszczenia. Na miejscu pozostała jedynie grupka ludzi porządkujących sale i korytarz.
Stali podopieczni nazywają istniejącą od ponad roku noclegownię dla bezdomnych "Mariottem". Uważają bowiem, że panujące tam warunki są zdecydowanie lepsze, niż w innych tego typu śląskich placówkach. Oprowadzający nas po budynku kierownik noclegowni
Jan Nowakowski pokazuje pokój zajmowany przez kobiety. Jego ściany zdobią plakaty i powycinane z gazet fotografie gwiazd muzyki i filmu. Na jednym z trzech zajętych aktualnie łóżek leży stosik poukładanych równo rzeczy, lusterko oraz kosmetyki. Natomiast na stole widać leżące na talerzu resztki skromnego posiłku.
Po chwili korytarzem dochodzimy do innych sal zajmowanych przez mężczyzn. Mijani po drodze ludzie odwracają głowy na widok obiektywu aparatu naszego fotoreportera.
- Trudno się dziwić bezdomnym, którzy nie bardzo pragną manifestować swoją obecność na łamach prasy. Są to najczęściej bardzo skryci ludzie, o których życiu nawet stykający się z nimi na co dzień personel niewiele wie. Jedynie na podstawie fragmentów rozmów i krótkich zdań można domyśleć się, że niejednego z nich spotkała tragedia. Większość po prostu wstydzi się swojego trudnego położenia - tłumaczy Jan Nowakowski.
Ponad sześćdziesięciu mężczyzn nocuje w 20-osobowych salach na ustawionych blisko siebie piętrowych łóżkach. Wyposażenie izb uzupełniają wieszaki uginające się zimą pod ciężarem kurtek i butów. Wczesnym przedpołudniem na miejscu pozostali tylko nieliczni podopieczni, którzy porządkują swoje miejsca do spania i wychodzą na ulicę. W noclegowni przy ulicy Kosynierów pozostawiają część przedmiotów codziennego użytku, a ich letnia odzież jest przechowywana w magazynie.
Oprócz sypialni w placówce znajdują się umywalnie, świetlica, pralnia oraz suszarnia. W suszarni zwraca uwagę kilka prowizorycznie ustawionych miejsc do spania.
- Była to konieczność, bowiem po fali mrozów w noclegowni zaczęło gwałtownie przybywać ludzi. Obecnie sypia tutaj około 70 bezdomnych i siłą rzeczy musieliśmy wstawić kilka dodatkowych łóżek. Nie jest to może luksus, ale ludzie ci mają przynajmniej ciepło i dach nad głową - tłumaczy Jan Nowakowski.
- Znani mi podopieczni często burzą stereotyp bezdomnego kojarzonego najczęściej z lumpem śpiącym na ławce. Większość z tych ludzi ma rodziny, jednak opuścili oni swoje domy po kłótniach z bliskimi. Szokujące może się okazać, że wielu klientów naszej placówki to osoby 20-30-letnie. Dla mnie najbardziej wyraźny jest podział bezdomnych na tych, którzy chcą coś zmienić w swoim życiu i na jednostki zupełnie pasywne - wylicza kierownik Nowakowski.
Do noclegowni trafiają ludzie, którzy przeżyli życiowe dramaty.Zdjęcie: Tomasz Szemalikowski |
Aktywni codziennie wychodzą do miasta w poszukiwaniu różnych dorywczych zajęć. Sprzątają, wrzucają węgiel, a pewna grupa statystowała nawet na planie filmu kręconego przez Belgów latem w kopalni "Powstańców Śląskich". Pewnego dnia kierownik Jan Nowakowski zauważył młodego człowieka przeglądającego notatki. Okazało się, że bezdomny przygotowuje się do egzaminu, który dawał mu bardzo ważne uprawnienia do naprawy i obsługi urządzeń elektrycznych, a tym samym zwiększał szansę na znalezienie stałej posady.
- Był to jeden z nielicznych przypadków, kiedy sam złamałem regulamin. Choć noclegownia musi być opuszczona przez bezdomnych maksymalnie do godziny 8, pozwoliłem chłopakowi uczyć się w świetlicy - wspomina Jan Nowakowski. Duża grupa mężczyzn stara się również o gminne mieszkania do remontu, które następnie są wspólnie doprowadzane do stanu używalności. Ludzie ci nawet na miejscu są aktywni. Chętnie sprzątają, a w pobliżu budynków urządzili ładny ogródek z sadzawką, do której wpuścili ryby i raki.
Pasywni, to często osoby uzależnione od alkoholu, których jest około 25 procent. Tacy bezdomni nie chcą sprzątać nawet po sobie. Kierownik twierdzi, że to właśnie oni najczęściej domagają się przekształcenia noclegowni w dom całodobowego pobytu z wyżywieniem i sprzątaczkami.
- Nie taki jest cel wybudowanej przez gminę noclegowni. Zapewniamy ludziom jedynie schronienie, natomiast poprzez istniejący regulamin zmuszamy ich do aktywności. Dzięki temu część z naszych podopiecznych znajduje pracę i własne mieszkanie. Nie można jednak ukrywać, że dla części jest to niemożliwe. Najstarszy bezdomny liczył sobie 76 lat i zmarł w ubiegłym roku ze starości w szpitalu. Inaczej jest tylko podczas świąt, kiedy na miejscu można przebywać przez całą dobę - opowiada Jan Nowakowski.
Około godziny 19 pomieszczenia noclegowni z powrotem zaczynają się zapełniać bezdomnymi. Zmarznięci ludzie kąpią się, piorą rzeczy, a następnie udają się do świetlicy. Przy wejściu obok portierni w oczy rzuca się duża kartka z napisem, że osoby, u których badanie na alkomacie wykaże powyżej 0,41 promila alkoholu nie mają prawa do noclegu.
JACEK SONCZOWSKI
Wiadomość zaczerpnięta z
Życia Bytomskiego.