Popłoch w spółdzielni.
Mieszkania naprzód docieplone, później - zadłużone.
Lokatorzy należących do Bytomskiej Spółdzielni Mieszkaniowej budynków, których ściany ocieplono, wpadli w popłoch. Okazało się, że ich mieszkania są obciążone długiem, sięgającym nawet kilkunastu tysięcy złotych.
- Nie wiemy skąd on się wziął i nie zamierzamy płacić - twierdzą zbulwersowani członkowie spółdzielni.
- Zrobiono niepotrzebną aferę, zaległość uregulować muszą jedynie te osoby, które chcą wykupić lokal na własność - uspokaja prezes BSM Ryszard Bregida.
Zamieszanie wywołała treść pism wysłanych części mieszkańcom pod koniec minionego roku. Spółdzielnia informowała w nich adresatów, iż mają miesiąc na pojawienie się w siedzibie BSM i zapoznanie z treścią projektu uchwały przyjętej niedawno przez zarząd. Projekt tejże uchwały zawierał warunki, jakie powinien spełnić lokator chcący wykupić swe mieszkanie na własność. Jeden z tych warunków, bez wątpienia najistotniejszy z punktu widzenia lokatora, to spłata zadłużenia, wynoszącego w zależności od wielkości lokalu od 8 do 12 tysięcy zł.
Zainteresowanie projektami uchwały nie było zbyt duże, ale informacja o długach spółdzielców obiegła miasto. Szybko też okazało się, iż obciążając lokatorów BSM chce odzyskać pieniądze wydane w ostatnich dziesięciu latach na modernizacje. Przeprowadzono je chociażby w budynkach usytuowanych przy ulicach Cichej oraz Chorzowskiej. Zostały one ocieplone, a ich elewacje pokryto blachą falistą. Wysokość podanych w pismach kwot zszokowała lokatorów.
- Jestem rencistką, utrzymuję się za niecałe 900 złotych. Jakim cudem mam uregulować taką zaległość? Musiałabym wziąć kredyt, ale nikt mi go przecież nie udzieli - skarżyła się dzwoniąca do naszej redakcji starsza kobieta.
- To skandal, ni stąd, ni zowąd wychodzi na jaw, że jesteśmy wierzycielami spółdzielni, chociaż niczego od niej nie braliśmy. Nie zapłacę tych pieniędzy, prędzej oddam sprawę do sądu. On na pewno przyzna mi rację - grzmiał mieszkający w bloku przy Chorzowskiej mężczyzna. Wszystkich dziwił fakt, dlaczego modernizacje budynków nie zostały sfinansowane ze specjalnie utworzonego funduszu remontowego opłacanego co miesiąc przez lokatorów.
- Na ten cel wydajemy regularnie po kilkadziesiąt złotych, nie rozumiem dlaczego spółdzielnia znowu, bez ważnej przyczyny, chce sięgać do naszych kieszeni. Zdesperowani lokatorzy poprosili o interwencję telewizję, prawników, a także Krajową Radę Spółdzielczości.
- Nie ustąpimy. Będzie o nas głośno, poruszymy niebo i ziemię, ale się nie damy - zapowiadali.
Budynki docieplono, więc wartość mieszkań wzrosła - argumentują w spółdzielni.Zdjęcie: Marta Gabor, Krzysztof Kamil Malewicz |
- Zrobiła się niepotrzebna afera, nie wiem, po co ta sprawa została tak szeroko nagłośniona - komentuje prezes BSM Ryszard Bregida.
- Rzeczywiście mieszkania są zadłużone, bo dociążyliśmy wkład mieszkaniowy. Musieliśmy to zrobić, gdyż modernizacja danego budynku podniosła jego wartość rynkową, a jednocześnie wpłynęła na zwiększenie atrakcyjności poszczególnych lokali. Istotne jednakże jest to, że ową zaległość muszą spłacić tylko ci, którzy chcą wykupić mieszkanie od spółdzielni. To jeden z warunków tego przedsięwzięcia. Reszta, nadal chcąca mieszkać w lokalu spółdzielczym nie musi płacić. Według prezesa Bregidy kwotę dla każdego z mieszkań obliczano stosując przyjęty wcześniej wzór.
- Podzieliliśmy koszt modernizacji przez ilość mieszkań w budynku, a otrzymaną liczbę pomnożyliśmy z kolei przez ilość metrów kwadratowych mieszkania. Im więc większy lokal, tym więcej trzeba będzie zapłacić. Nikt jednak nie każe, by członek spółdzielni od razu wywiązywał się z wszystkich zobowiązań. Spłatę rozłożymy na raty i doliczymy do czynszu. Nie widzę potrzeby, by zainteresowany wykupem mieszkaniec płacił miesięcznie więcej niż 40 groszy za metr kwadratowy swego lokalu. A tych zainteresowanych mamy niewiele. Ostatnio spośród osiemdziesięciu osób, które powiadomiliśmy o sprawie, chęć zostania właścicielem mieszkania wyraziła zaledwie jedna.Wyjaśnienia prezesa bynajmniej nie przekonały wszystkich i nie rozwiązały powstałych wątpliwości:
- W najbliższym czasie chciałbym wykupić swoje mieszkanie. Nie widzę jednak powodu, by spłacać dług, który w moim przypadku wynosi 11 tys. zł. Płacę na fundusz remontowy, jeśli spółdzielnia chce coś modernizować, niech z niego korzysta - twierdził dzwoniący do naszej redakcji bytomianin.
(ton)
Wiadomość zaczerpnięta z
Życia Bytomskiego.