|
W I A D O M O Ś Ć |
Julio Ursino z bytomskiej Opery. - Jeżeli zobaczycie państwo na włoskim plakacie napis: Julio Ursino, możecie być pewni, że chodzi o artystę, który za chwilę przed wami wystąpi. W ten oto sposób Bogusław Kaczyński zapowiadał występ solisty Opery Śląskiej - Juliusza Ursyna-Niemcewicza w trakcie tournée po Kanadzie.
Niemcewicz urodził się w Gliwicach. Z Operą Śląską związał się siedem lat temu. Od niedawna mieszka przy bytomskim Rynku. Piąty rok jeździ charakterystycznym 34-letnim metaliczno-błękitnym volkswagenem garbusem. Kocha samochody z duszą i kobiety. Zresztą kobiety również kochają jego, nie mogąc się oprzeć urokowi artysty, gdy śpiewając "Brunetki, blondynki, ja wszystkie was dziewczynki całować chcę", zrzuca im ze sceny czerwone róże. Uwielbia palić fajkę, choć ta pasja nie jest zalecana śpiewakom, dbającym o aksamitny głos. Pierwszą kupił po to, by mieć czym zajmować ręce i nie obgryzać paznokci. Mariollo - moja dollo i niedollo Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że talent odziedziczył po przodkach. Babcia - Eugenia Szymulska była pianistką, jej siostra - solistką Opery Wileńskiej. Mama śpiewała i uczyła w szkole muzycznej gry na akordeonie. - Gdy miałem trzy latka, mama postanowiła sprawdzić mój słuch muzyczny, ale srodze się zawiodła, bowiem nie potrafiłem nawet melodii powtórzyć - wspomina artysta. - Mój talent objawił się rok później. Byłem chory na koklusz i leżałem w łóżku, a mama coś pichciła w kuchni. W radio jakiś baryton śpiewał "Mariollo ty moja dollo i niedollo". A ja zacząłem dokładnie, wcale nie dziecięcym głosem, kopiować to jego śpiewanie. Mama o mało nie umarła z wrażenia. Tak więc moja droga do kariery zaczęła się w łóżku - kontynuuje Niemcewicz. Już w wieku dziewięciu lat wygrał międzynarodowy konkurs piosenki dziecięcej. W szkole muzycznej najpierw wybrał wiolonczelę. - Do szkoły miałem daleko, więc jeździłem tramwajem i w tym ścisku wiolonczelę mi kompletnie zgnietli. Zmieniłem więc instrument na klarnet, który z kolei przyprawił mnie o zapalenie płuc. Ostatecznie udało mi się skończyć szkołę w klasie fortepianu - opowiada. Studia odbył na Akademii Muzycznej w Warszawie. Tutaj jego profesorką była zresztą znana diva Opery Śląskiej, zwana "Carmen stulecia" - Krystyna Szczepańska. - Studentem byłem niepokornym. Władze uczelni nie udzieliły mi pozwolenia na wyjazd do Szwajcarii na przesłuchanie, to sam sobie pojechałem. I jeszcze stypendium tam dostałem. Sam też sobie oceny wpisywałem do indeksu. Zresztą były to prawdziwe oceny, tylko kiedy naprawdę trzeba było je wpisywać, ja z reguły zapominałem indeksu - śmieje się. Artysta z gołębiami. Juliusz Ursyn-Niemcewicz na bytomskim Rynku. |
Tenor w trzy dni Uzyskawszy absolutorium, a nie zrobiwszy jeszcze magisterium, Niemcewicz na pięć lat wyjechał do Niemiec. - Utrzymywałem się z koncertów kameralnych. Po dwóch latach, mimo braku doświadczenia operowego, doszedłem do takich układów, że śpiewałem już tylko dla niemieckiej i austriackiej arystokracji. Koncerty dałem w ponad stu eleganckich pałacach położonych w malowniczym terenie, między Bonn a Frankfurtem - opowiada. Zaraz po powrocie do Polski zrobił magisterium w Katowicach. Studia skończył jeszcze nie jako tenor, ale baryton i postanowił postawić swoje pierwsze operowe kroki. Koniecznie w małym teatrze, by nauczyć się sztuki od podstaw. Wybrał się więc na przesłuchania do Opery Śląskiej. - Pierwszy raz zdawałem jako baryton. Dyrektor Tadeusz Serafin oznajmił, że dla barytonów wolnych etatów aktualnie nie ma. Ale powiedział: pan mi jakoś wysoko śpiewa, niewykluczone, że ma pan inklinacje w kierunku tenora. Proszę ćwiczyć i przyjść za dwa lata - wspomina Niemcewicz. - Po trzech dniach chwyciłem za słuchawkę i mówię do dyrektora: dla mnie te dwa lata już minęły, mogę przyjść na kolejne przesłuchanie? Odbywało się ono do tenorowej partii Cania w "Pajacach". Gdy zaśpiewałem, Serafin nie mógł uwierzyć. Ma pan tę rolę i przyjmuję pana na pół etatu - powiedział. Wkrótce potem Niemcewicz zasłynął jako znakomity odtwórca wielu pierwszoplanowych tenorowych partii. m.in. Pinkertona w "Madame Butterfly", Jontka w "Halce", Cavaradossiego w "Tosce", Alfreda w "Traviacie". - "Traviata" była przełomowym momentem. Spektakl reżyserował sam Wiesław Ochman. To on sprzedał mi wszystkie tenorowe wytrychy, pomógł rozwinąć się wokalnie - twierdzi tenor. Z ostatnich kreacji ma na swoim koncie partie w "Tannhäuserze", "Eugeniuszu Onieginie" i "Studencie Żebraku". Kilka lat temu Niemcewicz zaczął startować w zagranicznych castingach. - Opera Śląska jest dla mnie przystankiem w drodze na większe sceny - podkreśla. Tosca po niemiecku W Düsseldorfie wygrał casting do "Rigoletta", a w Neapolu do "Toski". - Kiedy podpisywałem kontrakt na Toskę nie zwróciłem uwagi, że mam to śpiewać po niemiecku, byłem pewien, że po włosku. Gdy przynieśli mi partię po niemiecku, byłem załamany. Chciałem zrezygnować. Trzy dni nie wychodziłem z łóżka, płakałem, ale niemieckiego tekstu się nauczyłem. Generalnie zajmuje to jakieś trzy miesiące - mówi Niemcewicz. Od sześciu lat bytomski tenor koncertuje podróżując po Polsce i świecie z Bogusławem Kaczyńskim. - Zaczęło się od Festiwalu Jana Kiepury w Krynicy, na który Kaczyński mnie zaprosił. Potem otwieraliśmy Rok Chopinowski w Londynie i metropoliach Stanów Zjednoczonych oraz Kanady - opowiada artysta. Niedawno nagrał dla telewizji polskiej "Mszę Kreolską" Ariela Ramireza. Uwielbia śpiewać kompozycje Wojciecha Kilara, jak wykonywana ostatnio "Siwo Mgła". Nie boi się niekonwencjonalnych jak dla tenora przedsięwzięć. Śpiewał już na przykład z Orkiestrą Dętą kopalni "Wieczorek". - Inni tenorzy uważają, że dla nich to ujma, a dla mnie wyzwanie. Wiele można się nauczyć od muzyków takiej orkiestry, tyle w nich radości i pasji grania - twierdzi Niemcewicz. Teraz tenor przygotowuje się do nagrania płyty promującej nasze miasto. To wspólne przedsięwzięcie z Biurem Promocji Bytomia. Na płycie znajdzie się czternaście utworów, dwie arie operowe, a ponadto lekki repertuar hiszpański, włoski i kompozycja Wojciecha Kilara. Wino, fajka, kobiety i śpiew...Zdjęcia: Wojciech Łysko |
Związki z poetą - Faktycznie mój ojciec jest potomkiem tych znanych Niemcewiczów. Co prawda sam poeta Julian Ursyn-Niemcewicz dzieci nie miał, ale za to jego brat posiadał liczne potomstwo, od którego wywodzimy swoje korzenie. Cała rodzina Niemcewiczów była zresztą bardzo muzykalna, w każdym domu był fortepian. Ja mam więc zaszczyt kontynuować dobre rodowe tradycje - mówi tenor. Potwornie nie lubi, gdy przekręca się jego nazwisko. - Zamiast Juliusz, piszą Julian, zamiast Ursyn - Ursus, Ursyna traktują jak drugie imię nie stawiając myślnika między dwoma członami nazwiska. O dziwo, zdarza się to jednak tylko na polskich plakatach. Za granicą - nigdy - twierdzi Niemcewicz. Dla Niemców, którzy nie potrafili wymówić jego nazwiska dokonał żartobliwego tłumaczenia Niemcewicza na Deutschewitza. W końcu znalazł sposób na ciągłe przekręcanie swojego nazwiska. Wymyślił sobie pseudonim - po prostu Ursino. - W związku z nazwiskiem pamiętam pewną historię ze studiów. Mój profesor Józef Duriasz, który prowadził zajęcia aktorskie kazał nam się przedstawić. To mówię: Juliusz Ursyn-Niemcewicz. A on mi na to: No to nazwisko już masz, teraz nic robić nie trzeba, tylko śpiewać. A to nieprawda, każdego dnia artysta musi udowadniać, że jest, bez względu na nazwisko - twierdzi tenor. Sen, banany, oliwa i marzenia - Zachowaniu aksamitnego głosu sprzyja wiele czynników. Przede wszystkim ważna jest odpowiednia ilość snu. Na aksamitny głos pomaga picie oliwy z oliwek, płukanie gardła słoną wodą morską i jedzenie bananów. Kiedyś spytali mi się w Operze: po co ty te banany tak jesz przed spektaklem? Ja powiedziałem, że mój lekarz mi polecił na głos. Następnego dnia połowa artystów przyszła do pracy z pełnymi siatkami bananów - śmieje się Niemcewicz. - A powszechna opinia, że przed koncertem należy zachować wstrzemięźliwość uczuciową też nie do końca jest prawdziwa. Wszystko zależy od repertuaru - dodaje. Do swych wymarzonych partii Niemcewicz zalicza "Otella" i rolę Radamesa w "Aidzie". Nieustannie podkreśla swój sentyment wobec Bytomia. Zresztą mieszkańcy miasta zaczepiają go na ulicy i pozdrawiają. Tylko strażnicy miejscy wykazali się w dniu realizacji tego materiału nieco mniejszym sentymentem wobec Niemcewicza. Za parkowanie garbusa, przy którym fotografowaliśmy artystę na Rynku, skasowali należną karę. KATARZYNA MAJSTEREK Wiadomość zaczerpnięta z Życia Bytomskiego. |
|
K O M E N T A R Z E |
|
|
|
[3] ~mark odpowiada na informację główną |
2004-01-12 15:50:57 |
Drogi Panie Julku. Spotkaliśmy się już parę razy. To na Wielkiej Gali im. Jana Kiepury w Parku Kościuszki w Katowicach, to na Festiwalach Kiepurowskich w Krynicy Zdrój. To ja w zeszłym roku (2003) dałem Panu zdjęcia z Gali, stał Pan wtedy z Panią Haliną Szymurą. Fakt ten został uwieczniony na zdjęciu, które otrzyma Pan w tym roku w Krynicy, jeżeli Pan będzie. Nikt tak jak Pan nie śpiewa słynnej arii z "Pajaców". Z życzeniami samych sukcesów i pozdrowieniami Marek Kołodziej z Katowic. |
odpowiedz na ten komentarz |
|
|
|
[6] ~Lejak odpowiada na informację główną |
2010-08-29 01:16:36 |
A ja dziś Go oglądałem i słuchałem na Europejskim Festiwalu im. Jana Kiepury w Krynicy. Potężny głos, piękny głos. I sceniczny chochlik. Coś ma w sobie, że czytając opowieści o jego życiu wyjętym wprost z bohemy wierzę w nie bez mrugnięcia oka. |
odpowiedz na ten komentarz |
|
|
[7] ~mary odpowiada na informację główną |
2011-07-11 00:08:25 |
nie pamietam kiedy to bylo ,25 albo 30 lat temu,ale nie zapomne tego jak zaspiewales mojej mamie na urodzinach -ave maryja-i nie zapomne jak wtedy cie kochalam ,to bylismy jeszcze prawie ze dziecmi-15 lat temu spotkalam cie w niemczech lecz nie bylo okazi z toba porozmawiac ale to nieszkodzi jestem pewna ze raz w zyciu jeszcze cie zobacze na twoim wystepie gdy kiedys bedziesz w poblizu niemczech ,uwielbiam twoj glos i ciebie,zycze ci jeszcze duzo sukcesow i powodzenia w zycie dalszym-marysia z köln |
odpowiedz na ten komentarz |
|
|
[8] ~Mag odpowiada na informację główną |
2012-02-05 22:12:12 |
Mój tato miał przyjemność spotkać się z Panem podczas zajęć Klubu Melomana. Bardzo ciepło to wspomina i twierdzi, że uczestniczył w wielu spotkaniach, ale to jedno najbardziej zapadło mu w w pamięć. No i oczywiście nazwisko! Wybitne, niełatwe do zapomnienia. |
odpowiedz na ten komentarz |
|
|
|
| |