Rzemieślnik to nie byle kto.
Pracując w rodzinnym zakładzie o bez mała 70- letniej tradycji nie można sobie pozwolić na niesolidność i brak poszanowania klienta. Takim zasadom od lat hołduje łagiewnicki stolarz Henryk Kabus. Bytomianin znalazł się w gronie rzemieślników nagrodzonych statuetkami "Wzorowy Zakład".
W stolarni przy ulicy Ludowej wisi dyplom
Jerzego Kabusa, ojca dzisiejszego szefa firmy. Na dokumencie widnieje data 1935 oraz podpisy członków katowickiej Izby Rzemieślniczej Województwa Śląskiego, której przed wojną podlegali właściciele łagiewnickich warsztatów.
- Obydwaj z ojcem całe swoje dorosłe życie związaliśmy ze stolarstwem. Kabus senior tuż po zdanym egzaminie mistrzowskim założył rodzinę oraz własną firmę. Było to w kamienicy przy dzisiejszej ulicy Cyryla i Metodego. Obecny zakład mieści się we wzniesionym w 1957 roku przez moją rodzinę budynku. Mogę się pochwalić tym, że jako kilkulatek pomagałem przy stawianiu tych murów - wspomina Henryk Kabus.
Zanim pan Henryk rozpoczął pracę w zawodzie stolarza marzyła mu się kariera architekta. Na początku lat sześćdziesiątych jako syn rzemieślnika miał jednak utrudniony start do renomowanych szkół średnich. Bytomianin zdał egzamin wstępny do wymarzonego Technikum Budowlanego przy ul. Powstańców Śląskich, jednak nie dostał się tam z powodu braku punktów za pochodzenie. Ojciec zaproponował mu więc terminowanie w rodzinnym fachu.
- Zawodu uczyłem się razem z czterema innymi "sztyftami". Oprócz ojca w stolarni pracowało jeszcze czterech czeladników i mistrz. Jeżeli chodzi o naukę w "Budowlance" to i tak postawiłem na swoim, bowiem po zdobyciu papierów czeladniczych ukończyłem technikum. Marzenia o architekturze jednak już prysły. Pozostało mi zamiłowanie do rysunków, dzięki czemu sam projektuję niektóre modele mebli - mówi bytomski stolarz. Pan Henryk podkreśla, że na początku jego samodzielnej pracy stolarnia była typowym zakładem rzemieślniczym, nastawionym na obsługę indywidualnych klientów. Przedmioty wykonywano na zamówienie i tak pozostało do dziś. Obecnie łagiewnicką firmę odwiedzają m.in. mieszkańcy i właściciele starych secesyjnych kamienic oraz leciwych domków, prosząc o wykonanie okien lub drzwi o nietypowych kształtach. W pracowni na parterze budynku można zobaczyć sosnowe podwoje o wysokości ponad 3 metrów, a także zakończone łukami drzwi i okna. Coraz częściej zdarza się, że przed podpisaniem umowy osoby pytają o rok założenia przedsiębiorstwa. Informacja o jego przedwojennym rodowodzie przyjmowana jest z uznaniem.
Henryk Kabus w swoim zakładzie. Dłoń trzymająca jajko to statuetka "Wzorowego Zakładu".Zdjęcie: Wojciech Łysko |
Kabus realizuje również kompleksową aranżację nowo powstających obiektów.
- Jednym z pierwszych nietypowych zleceń było wykonanie wystroju dla pewnego chorzowskiego lokalu gastronomicznego. Deski, z których zrobiliśmy boazerię, podłogę oraz meble pochodziły z rozebranej ponad 100-letniej stodoły. Taki materiał sprawia, iż nowy wystrój posiada charakter retro. Dzięki praktyce w wykonywaniu wyposażenia lokali znana sieć sklepów zaproponowała nam również stałą współpracę. Być może ta sfera naszej działalności odchodzi nieco od klasycznego rzemiosła, jednak takie są realia dzisiejszego rynku pracy. Nie ukrywam, że w roku 2000 w mojej branży panowała taka recesja, że planowałem zlikwidowanie firmy. Na szczęście udało mi się przetrwać - twierdzi łagiewnicki stolarz.
W konkursie "Wzorowy Zakład" zorganizowanym przez bytomski Cech Rzemiosł Różnych i Przedsiębiorczości Henryk Kabus wziął udział po namowach kolegów. Na początku roku członkowie kapituły odwiedzili jego zakład. Przy doborze laureatów brano pod uwagę jakość wyrobów, podejście do klienta, a także działalność charytatywną. Zdaniem pana Henryka prawdziwego rzemieślnika powinna cechować przede wszystkim terminowość wykonywania zleceń oraz solidność oferowanych produktów.
- Niewiele jest osób, które w swoim życiu nie narzekałyby na niesłownych fachowców umawiających się po kilka razy i wciskających nam tandetę. Dla mnie takie podejście do klientów jest nie do przyjęcia i pseudorzemieślnicy na zasadach naturalnej wolnej konkurencji powinni jak najszybciej zniknąć z rynku - podsumowuje Henryk Kabus.
JACEK SONCZOWSKI
Wiadomość zaczerpnięta z
Życia Bytomskiego.