Ratować syrenkę.
Syrenka to spory staw położony przy ulicy Kędzierzyńskiej. Od 11 lat opiekują się nim wędkarze z sekcji Komendy Miejskiej Policji. Grupa pracowitych moczykijów przekształciła zaniedbane niegdyś bajoro w ostoję ptactwa i miejsce, w którym występuje większość gatunków ryb słodkowodnych. Od 2000 roku akwen jest systematycznie zatruwany ściekami, a na rozpaczliwe apele gospodarzy nikt nie chce zareagować.
Niewielka, bowiem licząca zaledwie 34 członków, sekcja policyjna działa od 1991 roku, a Syrenka jest jej jedynym zbiornikiem. Akwen nazywa się tak ponoć od samochodu marki Syrena, który przed laty został tam zatopiony. -
Aby doprowadzić staw do obecnego stanu, musieliśmy spędzić nad nimi wiele godzin. Przez długi czas koledzy czyścili brzegi i dno akwenu ze śmieci. Powstały tam również stanowiska wędkarskie. Potem przyszedł czas na zarybienie - opowiada przewodniczący sekcji Mirosław Parada. -
Wspomnę tylko, że co roku wydajemy na ryby od 6 do 8 tysięcy złotych. Dzięki temu pozyskujemy około tony ryb. Pieniądze te pochodzą z naszych składek, których wysokość ustalamy podczas corocznych spotkań. Dzięki naszym inwestycjom możemy pochwalić się między innymi sandaczami i sumami.Problemy wędkarzy rozpoczęły się w 2000 roku. Udrożniono wtedy biegnący nieopodal zbiornika odcinek starej zamulonej kanalizacji deszczowej, odprowadzającej dawniej ścieki z pobliskich pól do oczyszczalni w Piekarach Śląskich. Dalej rur nie udało się odetkać, bowiem załamały się i popękały w wyniku szkód górniczych. W krótkim czasie po przeciwnej stronie przylegającej do Syrenki grobli utworzyło się cuchnące bajoro. Wędkarze szacują, że jego głębokość dochodzi miejscami do trzech metrów. Niepożądane rozlewisko ma kilkadziesiąt metrów długości. Obecnie ścieki te przenikają przez wał ziemny do czystego stawu.
Od dwóch lat ten staw systematycznie zanieczyszczany jest ściekami. |
- Po piśmie skierowanym przez nas do Wydziału Gospodarki Komunalnej Urzędu Miejskiego odpowiedziano nam, że rury doprowadzają w pobliże zbiornika jedynie deszczówkę. Woda jest jednak cuchnąca i zawiera odpady komunalne. Na własne oczy przekonaliśmy się, że do starej instalacji podłączono rury spustowe z kanalizacji domów przy ulicy Witczaka. Mimo naszych licznych apeli i skarg żaden z decydentów nie pojawił się nad wodą - mówi
Marek Fischer, członek Zarządu Sekcji Komendy Miejskiej Policji. Wędkarze starali się odciąć dopływ ścieków umacniając brzegi skarpy, jednak mimo to są one ciągle podmywane. Po ekspertyzach wykonanych przez gminę ustalono, że problem załatwi odtworzenie biegnącego dawniej wzdłuż stawu starego rowu melioracyjnego o długości około 100 metrów. Odprowadzałby on nieczystości z bezpośredniego sąsiedztwa zbiornika do oczyszczalni. W ubiegłym roku prace miały się rozpocząć. Nad akwenem zjawili się geodeci, którzy wytyczyli przebieg wykopu. Inwestycję jednak nagle wstrzymano, nie podając wędkarzom powodów takiej decyzji.
- Od tej pory nikt z nami nie chce rozmawiać, a staw jest nadal regularnie zatruwany. Nasza praca idzie więc na marne, nie licząc wielotysięcznych strat po zatruciu ryb, do którego prędzej czy później na pewno dojdzie. Staw jest miejscem lęgowym ptactwa wodnego. W wodzie żyją dwa gatunki chronionego prawnie raka, a także zagrożony wymarciem kiełb długowąsy. Jest to ryba znajdująca się w Polsce pod ścisłą ochroną. - twierdzi Mirosław Parada. Po niedawnej interwencji w biurze Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska wędkarze zamierzają skierować sprawę do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Nadal liczą jednak, że otrzymają pomoc z miasta, któremu za dzierżawę akwenu płacą podatek. Wcześniej zapaleńcy chcieli sami wykopać wspomniany rów melioracyjny, jednak przekracza to ich możliwości finansowe. -
Liczymy na dobrą wolę prezydenta Bytomia i nowej Rady Miejskiej. Naszym zdaniem przy odrobinie dobrej woli z problemem można sobie poradzić, czego dowodem jest inny bytomski staw położony na pograniczu parku "Fazaniec" w Szombierkach. Trzy lata temu woda z pobliskiej Bytomki zaczęła go zatruwać. Po prośbach mieszkańców sprawą zajął się jeden z radnych i skarpę oddzielającą rzekę od akwenu w końcu uszczelniono. Dodam, że tamten staw jest "dziki", czyli nie posiada oficjalnego opiekuna jak nasza Syrenka. W jego zagospodarowanie nie zainwestowano więc tylu pieniędzy - wspomina przewodniczący Mirosław Parada.
JACEK SONCZOWSKI
Wiadomość zaczerpnięta z
Życia Bytomskiego.