główna aktualności hydepark sport ogłoszenia puby gsm kino szukaj moje miasto
AKTUALNOŚCI archiwum zaproponuj sidebar SPORT hokej piłka MOJE MIASTO załóż konto przypominanie hasła regulamin faq OGŁOSZENIA twoje ogłoszenia dodaj ogłoszenie pokaż ogłoszenia szukaj w ogłoszeniach GSM ROZRYWKA puby kawiarenki internetowe hydepark widokówka film sztuki głosowania KULTURA bytomskie centrum kultury kino gloria kinoteatr bałtyk miejska biblioteka publiczna muzeum górnośląskie opera śląska śląski teatr tańca KALENDARZ dodaj wydarzenia MIASTO urząd miejski noclegi SZUKAJ
M E N U

Aktualności ogólne

Noclegi


W I A D O M O Ś Ć

Fizyk w jezuickiej sutannie.

Logo Życia Bytomskiego.
Ojciec Leszek Balczewski urodził się we Lwowie. Studiował w Krakowie, był kapelanem Polaków w Chicago. Obecnie duszpasterską posługę sprawuje w Bytomiu.

W życiu duchowym i naukowym Lwowa przez wieki jedną z kluczowych ról odgrywało Towarzystwo Jezusowe. Drogą jezuitów podążył ojciec Leszek Balczewski, rodem z Kleparowa, absolwent fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, wykładowca na katolickich i świeckich uczelniach, kapelan Polonii amerykańskiej, teraz bytomskich Kresowian i tutejszych chorych.

Lwowscy jezuici nie tylko postawili we Lwowie kapitalny barokowy kościół pod wezwaniem Piotra i Pawła, w którym przed cudownym obrazem Matki Boskiej Pocieszenia idąc na bój, modlili się polscy królowie. Zresztą to w tejże, zamkniętej od sowieckich czasów świątyni, gnije część zbiorów Ossolineum. Nad Pełtwią zajmowali się nauką i wychowaniem młodzieży, co zaowocowało utworzeniem z ich kolegium przez Jana Kazimierza w 1661 roku Akademii Lwowskiej, kierowanej przez ojców jezuitów do kasaty zakonu w 1773. Poza tym jednym z trzech głównych patronów Leopolis był Stanisław Kostka, pierwszy błogosławiony spośród jezuitów, już jako święty mający swój ołtarz u Piotra i Pawła oraz widniejący na Czarnej Kamienicy w Rynku. Postać tego świętego młodzianka pojawiła się ponoć nad miastem podczas pożaru w 1623 roku, by uratować je przed całkowitym zniszczeniem.

Ze Lwowa do Bytomia

Mobilność i umiejętność dostosowania się do wszelkich warunków życia sprawiły, że jezuici krzewiąc wiarę katolicką, szybko zawędrowali nie tylko na kresy Rzeczpospolitej, lecz i do dalekiej, jeszcze wówczas dzikiej Ameryki. Kilkaset lat później za ocean posłany został lwowianin ojciec Leszek Balczewski, urodzony w 1932 roku na Kleparowie. Stamtąd państwo Balczewscy przeprowadzili się do domku z ogrodem na Frydrychówce. Musieli go jednak opuścić w 1942 roku, gdy w tym miejscu Niemcy tworzyli obóz koncentracyjny Lwów-Janowska. W tym czasie, na skutek ran odniesionych w obronie Lwowa w 1939 roku, w szpitalu umierał ojciec Leszka, urzędnik lwowskiego magistratu. Nowym adresem Balczewskich okazała się pożydowska kamienica u zbiegu ulic św. Anny i Rappaporta. W sąsiednim kościele św. Anny przyszły jezuita służył do mszy św. aż do wyjazdu ze Lwowa w 1946 roku. Rok wcześniej w kościele Piotra i Pawła został bierzmowany przez arcybiskupa Eugeniusza Baziaka, którego wielki znawca Lwowa "Tolu" Szolginia nazwał arcypasterzem wygnańcem, a który później został administratorem apostolskim diecezji krakowskiej i konsekrował Karola Wojtyłę na biskupa pomocniczego.

9 maja 1946 roku rodzina Balczewskich dotarła do Bytomia, gdzie mieszkał już wuj Leszka, przybyły na Śląsk z Operą Lwowską. Nastolatek zaczął uczyć się w gimnazjum na pl. Sikorskiego. Gdy w 1949 roku władze przemianowały gimnazjum na partyjną szkołę TPD, postanowił, że nie będzie do niej chodził. Nie pozwolono mu przenieść się na Poznańską, czyli do obecnego I LO im. Smolenia. Najpierw więc przez rok uczęszczał do świeckiego gimnazjum w Nowym Sączu, by w 1950r. wstąpić do Towarzystwa Jezusowego w Starej Wsi. Przeszedł kolejne etapy formacji zakonnej. Po nowicjacie studiował filozofię w krakowskim kolegium jezuitów, następnie teologię w Warszawie, gdzie zdał także państwową maturę. Święcenia otrzymał w 1959 roku, odprawiając w Bytomiu prymicyjną mszę świętą.


Ojciec Leszek Balczewski - jezuita z laptopem.

Zdjęcie: Tomasz Szemalikowski

Ksiądz incognito

Ojciec Leszek Balczewski przyznaje, że w życiu miał kilka hobby: wędrował po górach, malował, próbował grać na jakimś instrumencie, jednak największą jego pasją stała się fizyka. Jeszcze podczas studiów na filozofii, jedynie egzaminu z tego przedmiotu nie bał się i wiedział więcej niż było potrzeba. Nic więc dziwnego, iż w maju 1960 roku, występując incognito, dostał się na ten kierunek Uniwersytetu Jagiellońskiego. - Aż do uzyskania magisterium chodziłem "w cywilu", chociaż pod koniec studiów już wiedziano, że jestem księdzem - wspomina ojciec Balczewski. - Z tego okresu pochodzi największy komplement jaki o sobie słyszałem. Na drugim lub trzecim roku jedna z koleżanek zaskoczona faktem, że jestem duchownym, powiedziała: gdybym wiedziała, że między nami jest ksiądz, byłabym pewna, że to właśnie ty. Po ukończeniu studiów ojciec Leszek przez siedem lat wykładał fizykę na Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie oraz uczył fizyki i filozofii przyrody na Wydziale Filozofii Katolickiej Towarzystwa Jezusowego w Krakowie, uczelni dziś przemianowanej na Ignatianum. W 1964 roku Instytut Fizyki UJ otrzymał nowy gmach. Do kroniki UJ powinien trafić fakt z tamtych, trudnych dla religii czasów. Otóż, na prośbę prof. Henryka Niewodniczańskiego, ojciec Leszek Balczewski odprawił mszę św., będącą formą poświęcenia nowej siedziby fizyków. W krakowskich czasach ojciec Balczewski był w bliskim kontakcie z ówczesnym arcybiskupem, potem kardynałem Karolem Wojtyłą, który utworzył konwersatorium interdyscyplinarne. W trakcie comiesięcznych spotkań w Pałacu Biskupim dyskutowano problemy filozoficznonaukowe.

Duszpasterz w Ameryce

W 1972 r. pierwszy raz wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie przez półtora roku pracował w polonijnej parafii w Minneapolis, równocześnie na Uniwersytecie Minnesota prowadząc doświadczenia do pracy doktorskiej: "Oddziaływanie wiązki laserowej z atomami neonu w polu magnetycznym". Trudność stanowiły żmudne obliczenia. Niełatwe okazało się też stworzenie podstaw teoretycznych do prowadzonych badań. Problem ten bezskutecznie próbowali równocześnie rozwiązać Francuzi. Dziesięć lat od powrotu do Polski ojciec Leszek Balczewski kolejny raz został wysłany na placówkę do Stanów. W listopadzie 1984 roku wylądował w Chicago. W tamtejszym radiu prowadził audycję i zajmował się transmisją mszy św. Przy okazji komputeryzował wydawany przez jezuitów od 1917 roku dla Polonii miesięcznik "Posłaniec Serca Jezusowego". Zakupiony wtedy pierwszy mały komputer PC IBM pozwolił znacznie przyspieszyć naukowe obliczenia. Jednak nałożone zadania duszpasterskie przerwały pracę doktorską. W 1992 roku znów na 2 lata wrócił do Krakowa, będąc wtedy proboszczem na Przegorzałach. Natomiast od 1994 do 2001 mianowany został przełożonym jezuickiej placówki chicagowskiej. Tam nie mogąc się rozstać z umiłowaną fizyką, napisał po angielsku książkę, w której podważył szczególną teorię względności Einsteina. Nad czym zresztą do dziś pracuje. Ojciec Leszek Balczewski ostał się jednym z dwóch jezuitów prowincji Polski południowej rodem spod Wysokiego Zamku. Swych kresowych korzeni nie zapomina. Zdradza go zresztą nie zatracona przez lata charakterystyczna mowa. Podczas wieloletniej działalności zakonnej w Chicago, należał do Koła Lwowian, gdzie nawiązał kontakt z Danutą Skalską, szefową bytomskiego Oddziału Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich. Nic więc dziwnego, że gdy 11 września 2001 przeniesiony został do Bytomia, jedne z pierwszych kroków skierował do siedziby TML. Przyznaje jednak, że rozpoczęta w marcu tego roku posługa duszpasterska w szpitalu przy ul. Batorego jest na tyle absorbująca, że nie pozwala na częstsze wizyty u Kresowian.

WITOLD BRANICKI


Wiadomość zaczerpnięta z Życia Bytomskiego.

K O M E N T A R Z E
[1] ~AT1949 odpowiada na informację główną 2005-01-07 20:08:36 
 
Jestem kolegą z lat szkolnych O. Leszka Balczewskiego w gimnazjum przy pl. Sikorskiego, w latach 1946-49; też odszedłem, gdy zrobiono tam komusze TPD Około tygodnia temu zamieściłem już tutaj krótki, wspominkowy komentarz o O. Balczewskim z prosbą o kontakt ze mną; niestety nie opublikowano go. Łączę pozdrowienia - Andrzej Teodorczuk
 
 odpowiedz na ten komentarz  
[2] ~AT1949 odpowiada na komentarz nr. 1 2005-02-02 20:58:54 
 
W latach 1945-1949 mieszkałem w Bytomiu. Jako czternastolatek przjechałem tu wraz z rodziną ze Stryja w ramach ekspatriacji (błędnie określanej mianem repatriacji). Uczęszczałem przez 4 lata do męskiego gimnazjum przy pl. Sikorskiego. Do dziś zachowałem w pamięci nazwiska i twarze wielu profesorów i ko legów. Wymienię kilku z tych ostatnich, z prośbą o ew. kontakt e-mail'owy; może Ci, a także i inni, którzy mnie jeszcze pamiętają zechcą powspominać ludzi i zdarzenia sprzed prawie sześdziesięciu(!) lat; wielka to frajda dla ludzkiego umysłu i wrażliwości. A oto garść nazwisk: Adam Pawłowicz, Kazimierz Szydło, Andrzej Pituch, Jerzy Krajewski, Alfons Linke (któremu kazano spolszczyć nazwisko na Jerzy Linka) - siedziałem z nim w jednej ławce, Jan Skarysz(z nim również), Janusz Wiszniewski, Wacław Orłów, Jerzy Langner, Marian Lenart, Zenobiusz Mróz, Józef Rybka. - Łączę pozdrowienia -Andrzej Teodorczuk
 
 odpowiedz na ten komentarz  

 
   
   
redakcja reklama kontakt